Model Homo electronicus powstał nie jako czysta idealizacja, lecz na realnej
podstawie, którą stanowi wcześniej powstały elektroniczny model życia, mający
dobrze ugruntowane eksperymentalnie założenia, oraz porównywalny z technicznymi
urządzeniami elektronicznymi, dzięki którym można przez analogię konfrontować
wnioski wynikające z modelu. Jest to etap rozwoju bioelektroniki względnie
dobrze opracowany.
Na dwóch coraz bardziej gruntowanych podstawach - na eksperymentalnych wynikach
badania masy organicznych związków od strony ich półprzewodnictwa, piezo-, piro-
i ferroelektryczności oraz nadprzewodnictwa, a także na wielorakości zadań
pełnionych przez techniczne układy elektroniczne rozpina się coraz gęstsza
siatka wniosków. Trudno przypuszczać, by człowiek wcześniej czy później nie
wpadł w tę sieć, wszak jest obiektem życia. I tak się stało. W bioelektroniczne
sieci zatrzepotał człowiek. Modelowanie więc człowieka jest przedłużeniem
elektronicznego schematu życia z uwzględnieniem specyfiki centralnego układu
nerwowego jako ośrodka koordynującego. Poszerza się wprawdzie pole modelowania;
ale i zespół danych jest znacznie większy niż w modelu bioelektronicznym.
Dochodzi bowiem historia rozwoju ludzkości jako ilustracja ewolucji świadomości.
Ponadto mamy jeszcze grupę faktów wynikających z analizy porównawczej zamian
rejestrowanych u człowieka współczesnego oraz stanu przebudowy środowiska
dokonanej przez niego.
Model nie odpowiada tu bynajmniej człowiekowi elektronicznemu rodem z filmowej
fantastyki. Tamten jest wytworem wyobraźni inżynierów, rodzajem technicznego
odpowiednika żywego człowieka. Pod pewnym względem nawet go przewyższa,
mianowicie można zamienić u niego uszkodzony organ zastępczą częścią wymienną.
Homo electronicus jest dziełem przyrody, produkowanym przez miliardy lat w
procesie ewolucji. Nazwano go electronicus, gdyż prócz strony biochemicznej i
molekularnej uwzględnia się w nim jeszcze elektroniczne podłoże
półprzewodnikowej natury jego związków organicznych, głównie białek i kwasów
nukleinowych. Aby nie rozszczepiać tak charakterystycznej dla człowieka jedności
psychofizycznej, należało poszukiwać takiego rzędu wielkości, gdzie bios i
psychika zdają się schodzić w jedno. Kwantowe rozmiary wydają się tu jedynie
odpowiednie. Tutaj też został uplasowany elektroniczny model człowieka.
Jako model nie tylko dynamiczny, ale również ewolucyjny, a więc rozwojowy, musi
posiadać podstawy historyczne. I te wykorzystano w modelowaniu. Fakty zmienne w
czasie są dobrą ilustracją ewolucji. Ponadto istnieje bardzo szeroka
dokumentacja możliwości działania świadomości w postaci dzieł kulturowych. Cecha
to typowa dla gatunku Homo sapiens. Model nie jest więc idealizacją, lecz
koniecznym uproszczeniem wielu danych w celu ich elektronicznego
zinterpretowania. Jego heurystyczna czytelność mogłaby się przedstawiać
następująco. Mamy zespół zorganizowanych elementów tworzących układ scalony z
piezoelektrycznych półprzewodników białkowych. Półprzewodząca masa jest
produkowana metabolicznie przy ustawicznej wymianie drobinowych elementów
strukturalnych na świeże. W tym ogólnym układzie scalonym, nazwijmy go somą,
istnieje podukład mózgu mogący sterować całością i koordynować ją. Sterowanie
dokonuje się poprzez siatkę kanałów informacyjnych elektronowych, fotonowych i
fononowych. Punktem wyjścia jest więc model bioelektroniczny, zaproponowany już
wcześniej przez Sedlaka. Model ten uwzględnia odpowiednią modyfikację dla Homo.
Operacja może się wydawać sztuczna; ale wszystkie nasze zabiegi poznawcze wobec
przyrody są nienaturalne. Przyroda bowiem nie powstała na użytek poznawczy
człowieka. Każde modelowanie, nawet w fizyce, jest nonsensem przyrodniczym, ale
w nie mniejszym stopniu koniecznością badawczą i z tymi determinantami należy
się oswoić. Dyskusja o stopniu sztuczności jest bezprzedmiotowa, wszystkie
bowiem zarzuty metodycznej nienaturalności ustępują pod wpływem choćby
minimalnie poszerzonego zakresu poznania, które bynajmniej nie musi być
bezbłędne ani ostateczne. Komiczny jest właściwie człowiek ze swym instynktem
poznawania wszystkiego za cenę nawet metodologicznej kosmetyki modelowania,
którą potem nazwie redukcjonizmem poznawczym. Spójrzmy na to spokojnie. Ponieważ
człowiek stanowi bezsprzecznie obiekt przyrody, należy raz jeden samego
poznawacza zamodelować i zobaczyć, co z tego wyniknie. Dlaczego mamy ograniczać
się tylko do przyrody i nie uwzględniać człowieka?
Tak więc narodził się Homo electronicus jako medal człowieka i to bez względu na
to, co kto ma zamiar o tym myśleć, gdyż poznawany przedmiot nie może oponować
przeciwko stosowanym metodom jego rozszyfrowania - jak głosi niepisane prawo.
Zasady modelowania bioelektronicznego wykładałem już niejednokrotnie, pominę
więc omawianie ich tutaj. W każdym razie nowych faktów nie mieszczących się w
biochemicznym modelu nie należy traktować jako szczegółów bez większego
znaczenia dla życia, ani tym bardziej na siłę ograniczać do elektrochemicznej
interpretacji. Jest niezwykle symptomatyczne, że człowiek nie ma oporów
przeciwko wtłaczaniu go w model biochemiczny ani nakładaniu na niego
elektrochemicznych więzów. Po prostu przywykł do modelowej niewoli, nie wiadomo
kiedy i jak. Pod zniewalającą widocznie presją faktów. Pod ich naporem oswoił
się też człowiek z ewolucyjnym pokrewieństwem z innymi naczelnymi i z tym, że
fizjologiczne przygotowanie do macierzyństwa, otoczonego nimbem wdzięku u
kobiety, przeżywają samice naczelnych takim samym cyklem menstruacyjnym, choć
pozbawionym romantyki macierzyństwa, przynajmniej w stopniu ludzkim.
Zamiast abecadła bioelektronicznego modelu ciekawsze może być nawykowe
podchodzenie do badania życia z nie mniej nawykowymi wnioskami ostatecznymi,
które nie wykraczają poza opis poznanego detalu. Anatomia i fizjologia układu
nerwowego razem z poznaniem prądów czynnościowych stanowią jedno z dawnych
osiągnięć nauki, bo jeszcze z połowy XIX wieku. Doszły badania odruchów
warunkowych, rozwinęła się w latach dwudziestych tego stulecia
elektroencefalografia, zaczęto poznawać molekularne podstawy pamięci, w potężnej
dziedzinie chorób układu nerwowego zaczęto szukać ich uwarunkowania
biochemicznego.
Droga powstawania układu nerwowego prowadzi w przeciwnym kierunku niż droga jego
badania i rozpoznawania. Homogenna masa molekularna półprzewodników
piezoelektrycznych, nazywanych białkiem, podlega metabolizmowi, który staje się
coraz bardziej intensywny w stadium blastuli. Jednocześnie należałoby w tej
masie "widzieć" wszystkie elektrony uruchomione w procesach elektronicznych jako
drugą homogenną masę elektronową wymieszaną z tamtą. Drobiny organiczne są
zresztą jednostkami przestrzennymi masy biologicznej łącznie z elektronami
sigma, które stanowią orbital molekularny, oraz ruchliwymi elektronami pi, które
jako zdelokalizowane mogą się przemieszczać między molekułami. Pierwsze stanowią
charakterystykę chemiczną, drugie warunkują elektroniczne właściwości biomolekuł.
Taką mieszaninę elektronową, razem z jonorodnikami jako przejściowymi efektami
reakcji chemicznych, z protonami oraz quasi-cząstkami fotonów przy kwantowym
wstrząsaniu molekularnej siatki (fonony) - można tu najogólniej nazwać
bioplazmą.
W tej elektrycznej mieszance następuje pierwsze zróżnicowanie na ekto-, ento- i
mezodermę, a w trzecim tygodniu życia płodowego - jak już mówiliśmy - zaznacza
się morfologicznie pierwotna płytka nerwowa i rynienka nerwowa, która da
zaczątek pęcherzykowi mózgowemu. Homogenna masa elektryczna "krystalizuje", a
może lepiej - "wytrąca" dwa kanały informacyjne, którymi będą w przyszłości
niezwykle rozwinięty układ nerwowy i układ krwionośny. W obu zostaną nawyki
elektryczne pod postacią prądów czynnościowych nerwów i magnetohydrodynamicznego
działania tętniczek. Kanały informacyjne zostają niejako "implantowane" w
homogenną masę elektryczną. Układ nerwowy przenosi bliżej nieokreślone impulsy
życia do najodleglejszych części, nawet do miazgi zębnej, bez tych impulsów
tkanka obumiera. Natomiast naczynia "rozwożą" elektrony na nośniku - tlenie.
Niestety, po dawnemu zajmujemy się układami nerwowym i naczyniowym od strony ich
rozmiarów anatomicznych i fizjologicznych funkcji. Tor poznawczy jest odwrócony
w stosunku do faktycznego. Może byłoby lepiej, gdybyśmy fizjologię modelowali, a
badanie rozpoczynali od elektronicznych właściwości masy biologicznej.
Uniknęłoby się wówczas sformułowań, które wytrawny język krytyków mianuje w
pierwszym porywie bzdurą. Bzdura tkwi nie w elektronicznym modelowaniu
bioukładu, lecz w fizjologicznej i anatomicznej próbie jego odczytywania.
Sytuacja jest niejednokrotnie bardziej drastyczna niż przekonywanie rolnika, że
źdźbło żyta jest zbudowane z komórek, gdy tymczasem po zamachu kosą widzi on
tylko przekrój pustego kanału.
Wrócić należy do modelu bioelektronicznego. Niepokój poszukiwawczy i
przymierzanie się z różnych stron niech tu nie dziwią, nie znamy bowiem genezy
człowieka ani genezy jego psychiki. Dlatego może nauki przyrodnicze
zainteresowały się człowiekiem jako obiektem anatomicznym i fizjologicznym.
Modelowanie bioelektroniczne człowieka obejmuje go razem z biosem i
świadomością. Ponadto nowością w elektronicznym modelowaniu jest dynamika
udokumentowana historycznym rozwojem człowieka i dziełami jego świadomości.
Niemniej jednak trzeba uwzględnić skutki świadomości w przestrajaniu natury
człowieka.
Świadomość można uważać za jeden z kwantowych skutków w elektronicznym modelu
człowieka, nie może ona bowiem być niczym innym niż odpowiedzią elektronicznego
układu na informacje zewnętrzną i wewnętrzną. Świadomość w takim modelu może
mieć naturę elektromagnetyczną, byłaby więc czynnikiem energetycznym i
zespalającym złożoność w funkcjonalną jedność. Świadomość nie jest więc tylko
doznaniem, jakby to fizjologia receptorów zmysłowych sugerować mogła, ani
czynnikiem psychicznym o bliżej nieokreślonej naturze, lecz - w kwantowych
rozmiarach - faktem energetycznym uwzględnionym w ogólnej konstrukcji i
funkcjonalności żywego organizmu. Tym samym nie zjawia się dopiero w trakcie
ewolucji, lecz istnieje od samego początku życia. Fizjologiczne zróżnicowanie
receptorowe i abstrakcyjne właściwości refleksji są rezultatem późniejszego
rozwoju.
Wynika stąd kwantowy paradoks - świadomość nie musi być świadoma. Świadomość
bowiem obejmuje nie tylko masę informacyjną dostarczoną przez obserwację
zmysłową. Świadomość określiliśmy jako zmienność bilansu energetycznego układu
pod wpływem wahań parametrów środowiskowych. Uświadomienie sobie zmian
energetycznych środowiska dzięki użyciu organów zmysłowych jest bardzo późnym
pomysłem życia, osiągniętym na drodze ewolucji, i odnosi się do niewielkiego
zakresu informacji. Dokonało się tutaj zawężenie odbioru informacji
środowiskowej przez narząd zmysłowy, co jest równoznaczne z pogłębieniem odbioru
na wąskim odcinku i wygaszeniem krańcowych wielkości bodźca zarówno w dół, jak i
w górę.
Nie znamy alfabetu, którym pisze się życie w układzie związków organicznych, nie
znamy klucza, którym posługuje się natura, przekładając reakcje chemiczne na
psychiczne doznania. Oto przesuwają się dwie równoległe taśmy: procesów
metabolicznych i psychicznych przeżyć. Występują one na pewno w człowieku. Jak
powstał ich paralelizm? Odkryto między tamtymi trzecią taśmę: molekularną,
bezsprzeczny nośnik pamięci i niektórych chorób psychicznych. Poszukujemy
przejść i związków, mnożymy domniemania, stwierdzamy dalsze niewiadome.
Bioelektronika odkryła jeszcze jedną taśmę, umieszczoną między molekularną i
psychiczną, taśmę elektronicznych procesów realizujących się właśnie w
molekularnej części półprzewodnikowych białek i kwasów nukleinowych.
Tyle na razie. Cztery równoległe taśmy, z czego trzy w biosie i jedna w
psychice. Znamy z fizyki pewne przejścia od molekularnego stanu i chemicznych
reakcji do pamięci i obrazu zapisane przez falę elektromagnetyczną lub
akustyczną. To holografia. Jest przynajmniej jakiś punkt oparcia. Czy słuszny w
tym wypadku? W każdym razie znaleźliśmy się znacznie bliżej rozwiązań na drodze
elektronicznej i molekularnej, niż wtedy, gdy wychodziliśmy z "gołych" reakcji
chemicznych do świata przeżyć psychicznych. Gdyby nawet antropologia drgnęła
tylko, szukając rozwiązań, model Homo electronicus jest potrzebny. Wszystko się
liczy w tym kluczowym problemie, jakim jest człowiek, i tak złożonym jak on.
Psychika wydaje się nam "odmaterializowaną" częścią biosu. Takiej biologii
jednak do dziś nie ma. Wypadałoby mówić wtedy o nowej jakości, i mieć tym samym
spokój uzyskania jakiejkolwiek odpowiedzi. Bioelektronika dostarcza odpowiedzi
nie wychodząc poza materialną naturę życia i zarazem "odmaterializowaną", a
ściślej mówiąc pozbawioną masy. To efekty elektromagnetyczne i
kwantowoakustyczne w półprzewodnikach i piezoelektrykach. Elektrony, traktowane
jako proces falowy, można praktycznie również uważać za pozbawione masy. Model
Homo electronicus byłby znacznie bliższy rozwiązania zagadki psychiki niż model
fizjologiczny, czy nawet biochemiczny i molekularny, przejście bowiem od pól
elektromagnetycznych do abstrakcyjnych pojęć i świadomości jest nie tak ostre,
jak od biologicznej masy do świata psychiki.
Uwzględnić trzeba pewną okoliczność nie do pominięcia - model elektroniczny
życia zyskuje, jak wspomniano, swoją czytelność w zestawieniu z technicznym
urządzeniem elektronicznym. Wobec tego, jaka będzie czytelność modelu Homo
electronicus? Pojęcie układu scalonego jest tu podane w dużym przybliżeniu,
pozwala jednak inaczej spojrzeć na niecałkowicie rozwiązany problem ludzkiej
natury. Chodzi o elektromagnetycznie zintegrowany system półprzewodników
białkowych pracujących jako zestaw elektroniczny. Najbardziej odpowiednie byłoby
tu pojęcie układu scalonego zasilanego energią procesów metabolicznych. Układ
scalony jest najlepszym odpowiednikiem procesów elektronicznych, jak on nie
dających się oddzielić, co znaczy, że nie można wyjąć fragmentu z zespołu.
Tkanka hodowana in vitro utrzymuje się wprawdzie przy życiu, ale nie jest
układem dosłownie takim samym jak tkanka w organizmie, wypadła bowiem spod
kontroli czynników koordynujących.
Na tym polega nieszczęście człowieka, że jego tkanka potrafi "wyskoczyć" z
układu scalonego i utworzyć własny podukład nie zsynchronizowany z całością
organizmu. Sytuacja taka stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo dla układu
scalonego. To guz nowotworowy. Gdybyż go można było znowu włączyć w układ
scalony! Czasami tak się staje, co jest nie znaną bliżej inwolucją nowotworu.
Jest to nie tylko problem atrakcyjny, ale i może podstawowy dla biologii
człowieka. Czy bioelektronika nic tu nie pomoże? Trzeba w tym kierunku badać nie
mniej intensywnie niż w biochemicznym. Właśnie model scalonego układu
elektronicznego roztacza nowe perspektywy twórczych i, być może, skutecznych
badań człowieka zintegrowanego, a więc w przekroju biologicznym i psychicznym
jednocześnie. Takie badania mogą wykazać, na czym polega charakterystyczne dla
człowieka spojenie tych dwóch natur. Tym samym przenosi się sfera
zainteresowania z ostatecznych wymodelowań ewolucyjnych - neurofizjologii i
psychiki - na najniższy poziom życia - kwantowych wymiarów.
Integrujące spojrzenie na człowieka łącznie z jego psychiką i układem nerwowym,
który nie jest obojętny w nie znanej etiologii nowotworów, otwiera nowy świat
badań. Pełna czytelność modelu Homo electronicus jest sprawą przyszłości,
niemniej jednak już teraz wydaje się, że wielka rozpadlina między biosem i
psychiką, otwarta na poziomie anatomii i fizjologii, zdaje się nie tylko
gwałtownie zwężać, ale nawet wprost zanikać po sprowadzeniu do rozmiarów
kwantowych. Homo electronicus byłby więc poszukiwanym monolitem natury i
działania. Zrozumienie Homo electronicus jest niemożliwe bez wstępnego kursu
bioelektroniki, podobnie jak nie ma się co zabierać do antropologii bez
znajomości elementów botaniki i szkolnych lekcji zoologii. Schody służą nie
tylko do wchodzenia na wyższe kondygnacje biurowe, ale również w logiczny system
wiadomości o przyrodzie, który nazywamy biologią.
Nowe desygnaty ożywionej materii wyznaczają nowe pojęcie o życiu. Po
dokładniejszym przyjrzeniu się im wszystko wydaje się tutaj wiadome i
jednocześnie nie znane. Ostatecznie system poznawczy w biologii można sprowadzić
do jednego równania z czterema niewiadomymi. Jakieś warunki w głębokim
prekambrze, chętnie nazywane w abiotycznej syntezie warunkami domniemanymi, dały
w rezultacie życie, którego nie potrafimy zdefiniować. Ono zaś, na skutek
ewolucji, czyli rozwoju niewiadomej, dało psychikę znamionującą człowieka, ale
bez możliwości bliższego określenia, czym ona jest. Ten ostatni z członów
ewolucyjnego szeregu posiada ponadto świadomość śmierci, o której, podobnie jak
o życiu, niewielkie ma pojęcie. W takim zestawie niewiadomych, w dodatku
przeżywanych, nowe desygnaty w jakimkolwiek z niewiadomych czynników prowadzić
mogą do zmiany pojęć o życiu, a tym samym - o człowieku i psychice.
Mieszanka niewiadomych jest nie tylko intrygująca, ale również rozpalająca
intelektualny niepokój i poznawczą pasję. Wszystko wiedzą tylko kształceni na
programie faktów wiadomych, czyli na aktualnym podręczniku. Na skutek pęcznienia
objętości podręcznika łatwo mogą ulec złudzeniu, że poznali już wszystko w
biologii. Odkrywanie niewiadomych jest przywilejem długiej twórczej pracy.
Erudycja tym się różni od naukowości, że pierwsza zna same wiadome, druga
natomiast orientuje się wśród niewiadomych, przykrytych siatką poznanych
szczegółów. Czytanie niewiadomych jest umiejętnością nauki, a nie wiedzy, ta
bowiem jest oparta na gromadzeniu i przekazywaniu faktów znanych.