„Rytm plazmowego serca jest nieskończony nieskończonością przekazu życia przez
miliardy lat historii Planety. Plazmowe serce jest nieśmiertelne. Żyć - to być
włączonym w ten ciągły proces. Włączenie w obieg życia jest nieodwracalne.
Życie, plazmowe serce i świadomość są nierozdzielne, dlatego trwają zawrotnie
długo i przekazują się jako depozyt przyrody. Electronicus, znając prawo
zachowania energii, zdaje sobie sprawę, że świadomość, mająca wszelkie cechy
zjawiska elektromagnetycznego, nawet po ustaniu czynności fizjologicznych
organizmu nie ginie na mocy tego samego prawa.”
Pejzaże, interesujące dla innych, nie ciekawią electronicusa. Falistość
krajobrazu odbiera on zresztą zupełnie inaczej - jako odbicie fal
elektromagnetycznych. Ranki i wieczory mają własny koloryt promieniowania
jonosfery. Rześkie powietrze odbiera jako zjonizowane otoczenie i nie jest mu
wcale obojętne, czy z powierzchni ciała traci elektrony, czy je zyskuje,
zależnie od znaku i stopnia zjonizowania aerozolu. Bywa mu więc duszno z powodu
utraty elektronów.
Od pewnego czasu dostrzega, że jego pole magnetyczne generowane przez narząd,
który anatomowie nazwali sercem, jest tysiące razy słabsze niż pole magnetyczne
w miejscu, w którym się znajduje. Zwyczajni ludzie mówią wówczas, że znajdują
się w mieście. O ile natężenie pola magnetycznego serca wynosi 5 x 10-7 gausa, o
tyle w bardzo wielu punktach Ziemi znajdują się okolice, w których natężenie
pola magnetycznego wynosi 5 x 10-4 gausa, przy częstotliwości jego pulsowania
0-40 herców. Taką różnicę ciśnienia pola magnetycznego w porównaniu z naturalnym
tłem odbiera electronicus już bardzo wyraźnie. Inny narząd, który w anatomii
nazywa się mózgiem, wytwarza fale magnetyczne o natężeniu sto milionów razy
mniejszym w porównaniu z natężeniem pola geomagnetycznego. Wobec tego nałożone w
miastach dodatkowe pole rzędu 5 x 10-4 gausa odbiera jako miejski klimat
magnetyczny.
Ponieważ mózg stanowi podukład scalony koordynujący całość
funkcjonalno-konstrukcyjną electronicusa, dodatkowe pole nałożone przez
środowisko miejskie nie jest dla czynności sterujących podukładu obojętne, skoro
milion razy mniejsze natężenie pola geomagnetycznego wpływa już na jego
koordynację, wyzwalając czasami podczas burz magnetycznych schizofrenię.
Sterowanie bowiem odbywa się w tym podukładzie niezwykle małym natężeniami pól
magnetycznych rzędu 10-9 gausa. Naturalne tło magnetyczne też ciągle mu się
zmienia, czuje jego wzrastające ciśnienie. Doszedł bowiem nowy element
energetyczny tego typu, mianowicie rozrywkowo-komunikacyjny z dodatkiem "tele",
czyli na odległość.
Orientacyjnie gęstość pokrycia elektromagnetycznego na kilometr kwadratowy w
latach 1938, 1949 i 1968 wyrażała się odpowiednio: 0,97 wata, 1,14 wata i 8,89
wata. Tendencja do zwyżki istnieje dalej i to niebywale obiecująca. Musimy się
już "elektromagnetycznie przekrzykiwać", by uzyskać dobrą słyszalność, a więc
paradoksalny węzeł elektromagnetyczny zaciska się wokół nas coraz mocniej.
Iliada powstała w wyniku walk o piękną Helenę, źródła następnych epopei były
mniej romantyczne: chodziło o ziemię lub złoto. Tematem ostatniego eposu będzie
prawdopodobnie wojna o elektromagnetyczną przestrzeń, która zaczyna być coraz
bardziej nasycona, co w konsekwencji musi doprowadzić do konfliktu o
elektromagnetyczne pasmo, podobnego do istniejących już sporów o terytorialne
wody i przestrzeń powietrzną.
Piękno pogody ocenia Homo electronicus według zupełnie odmiennych kryteriów,
choć także i według samopoczucia. To on właśnie odbiera na kilka dni przed
zmianą frontów powietrznych elektromagnetyczny sygnał i gdyby nie jego
konstrukcja, nie wiedzielibyśmy nic o wpływie pogody na biologiczne funkcje
organizmu. Pogodę ocenia na podstawie zgodności elektromagnetycznego rytmu o
meteorologicznym pochodzeniu z własną rytmiką, i na podstawie stanu zjonizowania
atmosfery. Piękno śniegu dostrzega w ujemnym zjonizowaniu płatków śnieżnych i
zwiększonej liczbie elektronów. Ten sam urok dostrzega w deszczu, czując się po
nim tak niewymownie rześko. Deszcz nie jest dla niego źródłem wilgoci, lecz
życiodajnymi kroplami o ujemnym ładunku elektrycznym, powstającym na skutek
zjawiska triaboelektrycznego przy rozbijaniu drobin wody. To samo zjawisko
zachodzi zresztą podczas mycia, dlatego electronicus tak świeżo czuje się po
kąpieli.
Przy całej elektrycznej prozie życia i zawężonej niejako skali odbioru suma jego
doznań jest imponująca, owe doznania zaś są nad wyraz subtelne. Jest wrażliwy na
pasma odcięte fizjologią receptorów zmysłowych. Ponadto nie ma dla niego bodźca
podprogowego, gdyż ten odnosi się tylko do fizyki zmysłów. Jego bioelektroniczna
natura odbiera całym jestestwem energetyczne zmiany otoczenia. Bez przesady
electronicus wszystko "widzi", wszystko "słyszy", wszystko czuje "węchem" i
"smakiem", wszystkiego wokół "dotyka". Jest prawdziwym detektorem przyrody, lecz
na skutek zawężonego poznania zmysłowego zaczyna się dopiero rozglądać po
świecie i odkrywać własną naturę. Electronicus jest zdarzeniem sam dla siebie.
Minąć granice anatomii, fizjologii, cytologii, biochemii, przekroczyć wymiary
struktur subkomórkowych, przejść poza biologię molekularną, znaleźć się u
kwantowych fundamentów własnej konstrukcji i... To nie są etapy poznawcze, tylko
nowy świat odkrywany w sobie i odkrywane bliżej nie zbadane możliwości.
Electronicus jest wydarzeniem w procesie hominizacji, a może nawet momentem
zwrotnym. Mimo całej bowiem dynamiki, tak znamiennej dla człowieka, jeszcze nie
wszystko zostało w nim wyzwolone.
Obok niebywałej precyzji wykazuje on bardzo dużą tolerancję, wynikającą z jego
konstrukcji. Dzięki sprzężeniom między metabolizmem i elektronicznym poziomem
nadmiar energii odkłada w molekularnych strukturach zapasowych jako lipidy,
które w okresie niedoboru energii może uruchomić. Po prostu zasadę retencji wody
w zbiornikach i jej celowego użycia wprowadziła natura w jego funkcji i budowie
już od dawna. Zresztą nawet tak niezbędny półprzewodnik protonowy, jak woda,
może być produkowany z zapasowej tkanki tłuszczowej. Drobina wody odszczepia się
zawsze przy kondensacji aminokwasów w białka i przy kondensacji kwasów
nukleinowych, węglowodanów i tłuszczowców.
Szczęśliwy bieg ewolucyjny wypadków wyprowadził go na arenę świata od razu jako
zdobywcę, a nie jako istotę uganiającą się wyłącznie za żerem i rozpłodem.
Budząc się pewnego dnia w historii Ziemi ze zwierzęcej przeszłości łożyskowego
ssaka, szybko zrozumiał, że rozglądanie się wzdłuż linii horyzontu daje znacznie
więcej informacji, niż dostarczyć jej mogą receptory zmysłowe. Odkrywa właściwie
świat, który przesłaniają mu zmysły, narzucające się siłą doznań. Jeśli recepcja
szła u zwierząt po ewolucyjnej linii wzrostu precyzji odbioru środowiskowej
informacji, to u niego uwidoczniło się zjawisko odwrotne - osłabienie recepcji
wielu zmysłów.
Electronicus zaczął łapać szumy własne i w nich poszukiwać informacji o swej
naturze. Patologiczne dla zwierząt zwrócenie się w stronę nasłuchu szumów
własnych było w konsekwencji odwróceniem się od nich i pójściem własną drogą.
Było to szaleństwo od samego początku, kroczenie bowiem własną ścieżką
ewolucyjną kryje w sobie zwykle śmiertelne ryzyko niedopasowania się do warunków
środowiskowych, a wtedy przychodzi nieubłaganie śmierć gatunku. Nie jest
wykluczone, że prawa przyrody ożywionej i tutaj zebrały śmiertelny plon.
Separatystyczna próba przebijania własnej drogi rozwojowej pociągnęła za sobą
wymarcie innych form człowiekowatych. Rozrzucone kości australopiteków,
pitekantropów i neandertalczyków wyznaczają chyba szlak nasłuchu szumów
własnych. Ale ostatecznie Homo sapiens wygrał. On szaleniec, który wydeptuje
własną drogę rozwoju wpadł na genialny pomysł, że w obronie przed śmiertelną
groźbą środowiska należy zdecydowanie ugodzić przeciwnika, a więc środowisko.
Począł je zmieniać, broniąc siebie i własnej linii rozwojowej. Zwyciężał.
Jak gdyby na przekór groźbie śmierci gatunkowej począł marzyć o
nieśmiertelności. Był to podświadomy odwet za ryzyko związane ze zwycięskim
ocaleniem gatunku w rozgrywce ze środowiskiem. Podświadomy - przez dziesiątki
lub setki tysięcy lat. Odkrywanie świadomości nie jest procesem ukończonym, lecz
dokonuje się ustawicznie na rozwojowej linii biosfery. Kto raz wkroczył na
własną drogę ewolucyjną, musi na niej pozostać, aż się rozwinie w pełny gatunek,
a to wymaga milionów lat.
Electronicus rzeczywiście poznaje świat inaczej niż zwierzę. Nie tyle ogląda go
oczami i rozeznaje resztą zmysłów, co odbiera poprzez wielokrotne odbicia
świadomościowej wiązki, za każdym razem bogatszej w informację. Nic dziwnego, że
informacja pogłębia coraz mocniej człowieczeństwo i że stała się walnym
czynnikiem ewolucji hominidów. Umiejętność poznawania zewnętrznego świata nie
może się obejść bez ustawicznego pogłębiania własnej świadomości. Człowiek
elektroniczny nie jest żywym przyrządem służącym do odbioru sygnałów z
otoczenia, lecz zestawem analitycznym osobiście zaangażowanym w proces, który
nazywa się poznawczym. Nie ma poznawania świata zewnętrznego bez coraz
sprawniejszego rozeznania siebie.
Electronicus rozglądając się po świecie nie penetruje horyzontu, lecz zgłębia
siebie przy okazji konstatowania środowiska. Jest to tak codzienna i zwykła już
czynność, jak oddychanie czy trawienie, a przecież tak wyjątkowo naznaczona
człowieczeństwem, a nie tylko zwierzęcą fizjologią. Dlatego electronicus jest
nieustannie ciekaw; promień poznanego przez niego świata staje się coraz
dłuższy, ale jednocześnie pogłębia się jego świadomość, rozszerza się
wszechświat człowieczeństwa, ciągle niespokojnego, poszukującego.
Electronicus nie przeinacza środowiska, nie eksploatuje go jak grabieżca, nie
zmienia do niebezpiecznych granic. Electronicus pogłębia tylko siebie, działając
wzdłuż promienia biegnącego od dna jego świadomości po granice rozeznania
świata. Drąży własną świadomość, wwierca się coraz głębiej - to jedyna droga
posunięcia się do przodu na owym promieniu. I jedyna droga do wzbudzenia
ustawicznego głodu poznania. Wspaniały i tragiczny, wielki w bezsilności.
Człowiek!
Electronicus kręci się niespokojnie... Jak obracająca się wieża radarowa
lustruje horyzont. Wytęża wzrok, choć niczego na linii widnokręgu dostrzec nie
może. Zanim spoza krzywizny Ziemi wyłoni się kształt drugiego electronicusa, ma
już sygnały o jego zbliżaniu się.
Sapiens ma dobre oczy, odbiera nawet pojedyncze kwanty światła w liczbie 5-7 o
długości fali 510 nanometrów, czyli siatkówka jego oka reaguje na 5-7 uderzeń
energii, wynoszącej 2,5 elektronowolta na jeden impuls. Electronicus widzi falę
elektromagnetyczną na całej szerokości pasma, a nie tylko w optycznym
przedziale. Nic w tym dziwnego, nie ogląda jej siatkówką, lecz całą naturą
scalanego układu. Jest uniwersalnym lustratorem zarówno pad względem swej
konstrukcji, jak i odbieranego pasma.
Gdyby ktokolwiek kiedykolwiek potrafił nakręcić film o wizji rzeczywistości
electronicusa, to pierwsze kadry przedstawiałyby się prawdopodobnie następująco:
spoza horyzontu wylatują niby ptaki o dwu różnych skrzydłach trzepocąc
naprzemianlegle jednym z nich: raz - elektrycznym, raz - magnetycznym. Wprawdzie
powiadają, że to magnetyczne jest słabsze od elektrycznego, jednak jest
konieczne; tylko jego płaszczyzna nośna może wesprzeć do nowego uderzenia tamto
elektryczne. Oba skrzydła są do siebie prostopadłe. Elektromagnetyczny ptak-fala
posuwa się w trzecim kierunku prostopadłym do dwóch skrzydeł, z prędkością 300
000 kilometrów na sekundę. Największą długość elektromagnetycznego skrzydła
wykazuje fala docierająca z Kosmosu, a jej skrzydło elektryczne regularnie muska
kulę ziemską co 100 sekund. Rozpiętość jej skrzydeł, nazywana długością fali,
wynosi 30 milionów kilometrów. Tymczasem skrzydło fali rytmu alfa, emitowanej
przez mózg ludzki, trzepoce 8-13 razy na sekundę, a rozpiętość skrzydeł wynosi
odpowiednio od 37 000 do 23 000 kilometrów.
W narzeczu fizyków taki pojedynczy element fali złożony ze skrzydeł
elektrycznego i magnetycznego i przesuwający się w pewnym kierunku nazywa się
kwantem elektromagnetycznej fali lub fotonem.
Mimo wszystko ten uskrzydlony elektrycznie i magnetycznie foton jest nadzwyczaj
dziwny. Niezależnie bowiem od rozpiętości skrzydeł pędzi stale z prędkością
prawie miliona kilometrów na trzy sekundy, oczywiście w próżni. Przenika
materię, padając zaś pod odpowiednim kątem może ulec odbiciu i zmienić kierunek
lotu, może też być przez materię pochłonięty. Może lawirować w ośrodku
materialnym kołowo lub eliptycznie, ulegając polaryzacji. Odznacza się pewnym
energetycznym paradoksem, mianowicie - jedno uderzenie (któremu dano nazwę
kwantu) większych skrzydeł niesie mniejszą energię niż uderzenie małych
skrzydeł, bijących z większą częstotliwością. Energia zależy bowiem nie od
rozpiętości skrzydeł, lecz od prędkości trzepotania w jednostce czasu. I tak
wspomniana fala z Kosmosu o rozpiętości skrzydeł 30 milionów kilometrów niesie w
swym kwancie energię 4x10 do minus 17 potęgi elektronowolta, natomiast fala
rytmu alfa mózgu ludzkiego, która bije przestrzeń skrzydłami elektrycznym i
magnetycznym 8-13 razy na sekundę, przenosi jednostkową energię rzędu od 3,5 x
10 do minus 14 potęgi, do 5,4 x 10 do minus 14 potęgi elektronowolta.
Zanim więc spoza linii widnokręgu wyłoni się electronicus, drugi poznaje go
dzięki falowym gońcom. Wzlatują one jak stado elektromagnetycznych gołębi,
których skrzydła mają różną rozpiętość i zawsze są dwóch rodzajów - jedno
elektryczne i jedno magnetyczne, i które ciągle pędzą z tą samą prędkością, co
najwyżej żwawiej lub wolniej trzepocąc. Tak na dwu skrzydłach ulatuje
nieustannie z każdej żywej jednostki jej elektromagnetyczna energia.
Obraz nakreślony tutaj nie jest pełny, nawiązuje bowiem do rodzajów
promieniowania wyodrębnionych w elektroencefalogramie. Istnieje cała skala
częstotliwości większych i mniejszych, które stanowią w rzucie na płaszczyznę
tak zwane widmo elektromagnetyczne. Falowe bogactwo człowieka nie zostało
jeszcze w pełni poznane. Na podstawie spektrogramu mózgu Homo electronicus
potrafiłby określić, czy za linią horyzontu znajduje się dziecko, czy ktoś w
sile wieku, czy też starzec; czy jest zmęczony, czy skrada się ze skoncentrowaną
świadomością. Przy większej wprawie określiłby płeć, a nawet - mając możność
porównawczej obserwacji pola elektromagnetycznego mózgu - stadium menstruacji. Z
całą pewnością natomiast ze spektrogramu mógłby określić zdrowie lub patologię
psychiki, a nawet normę metabolizmu i odchylenia od niej.
Tak więc elektromagnetyczne ptaki jednego electronicusa, nazwane przez fizyków
fotonami, przenoszą rzeczywiście jak gołębie pocztowe informację o drugim na
samej tylko podstawie falowego działania podukładu scalanego, nazywanego
mózgiem.
Człowiek, jak każde żywe jestestwo, "paruje" i "oddycha" elektromagnetycznie.
Elektromagnetyczność stanowi żywioł electronicusa. Co pewien czas wypuszcza on
uskrzydlone fotony o zawrotnej szybkości. Posłużyliśmy się przykładem mózgu, ale
fotonowa emisja jest cechą wszelkiego stanu materii określanej jako żywa, choć
energia niesiona tutaj będzie znacznie wyższa, chodzi bowiem o zwiększaną
częstotliwość głównie w skali widzialnej.
Niewyczerpane życie. Przecież każdy kwant to utracona energia, to również
elektromagnetyczny sygnał o trwaniu, o egzystencji. Niekiedy elektrycznie i
magnetycznie uskrzydlone stado bywa mniejsze albo klucz ptaków staje się
nieregularny, rozbity na pojedynczych gońców - zły to znak: życie się
wyczerpuje.
Są to tylko rozważania a jeśliby się udało elektromagnetycznie gasnący układ
żywy dopompować w częstotliwościach rezonansowych, a więc najbardziej istotnych
dla funkcjonowania układu? Czy to byłaby elektromagnetyczna transfuzja? Poniekąd
tak, choć równie dobrze mogłaby być dokonana z elektronicznego przyrządu. Czy
Homo electronicus marzy o biotelekomunikacji? Ona przecież już istnieje, choć
jej istnienie nie jest zasługą inżynierów, lecz przyrody. Wobec tego między
żywymi jednostkami istnieje "żywa" linia elektromagnetycznej komunikacji i życie
coś zakodowało na tej nośnej fali. Homo electronicus może więc być zorientowany
co do stanu drugiego osobnika. Ale jest też inna możliwość. A jeśliby
elektromagnetyczne ptaki celowo skierować w kierunku innego żywego obiektu, aby
"wydziobały" z niego informację i przeniosły ją do laboratorium?
Electronicus został dopiero co zbudowany w swej naturze, ale instynktem twórcy
już rozgląda się za projektami. A gdyby uskrzydlone elektromagnetyczne kwanty
emitowane przez siebie przekazać falowodem? Byłoby znacznie większe
prawdopodobieństwo, że je w świadomy sposób odbierze drugi electronicus. Co by
zaś się stało, gdyby fotonowe ptaki zaczęły jednocześnie wszystkie naraz bić
elektrycznym skrzydłem i, również w sposób wyrównany, magnetycznym? Podobno
nazywa się to koherencją, czyli spójnością. A czy energia takiej zawężonej i
zdyscyplinowanej armii fotonów nie przedstawia wielokrotnie większej siły? W
laserach - tak.
Electronicus stanął, może niechcący, a może rozmyślnie, na kwantowej zapadni i
zsunął się w świat dotychczas mu nie znany. Świat, w którym reakcje chemiczne,
procesy elektroniczne i świadomość stanowią pratworzywo jego istoty, gdzie "żyć"
nie można oddzielić od "wiedzieć". Tu, z tej głębi natury, rozglądając się w
obcym zupełnie świecie, dostrzegł w historii swego rodu eksplozję poprzez
zapadnięcie się w kolapsie, który zrodził jego świadomość. Zrozumiał. Myśli, jak
gołębi wypuszczonych spod siatki, nie należy daleko poszukiwać. Myśl można
analizować w kwantowych regionach życia.
Rozgląda się, zdobywszy wprzódy możność widzenia. Oczy sokoła - to za mało, by
się rozejrzeć na ludzki sposób. Ma rację - "żyć" to znaczy "poznawać", a nie
"wegetować". Z tej pozycji nie cofnie go już nic, nawet śmierć.
Zresztą powiedział śmierci jedyne w historii Ziemi veto. On jeden zdaje się nie
przegrywać z nią pojedynku, choć ginie. Trwa jego poznanie, jego dzieło. Jedynie
on buntuje się przeciwko przemiałowi swego ciała w chemicznym obiegu
pierwiastków i przeciwko perspektywie włączenia swoich atomów węgla w jakieś
inne jestestwo.
Electronicus odkrył w sobie prastare serce bijące archaicznym rytmem życia,
starsze o co najmniej cztery miliardy lat od zaczątków serca tłoczącego krew.
Jest to plazmowe serce sprzężone z metabolizmem; bez niego nie rozwijałoby się
zapłodnione jajo, zanim embrion wykształci zaczątki pulsującego worka -
późniejszego serca. Plazmowa pompa sprzężona w energetycznej akcji z
metabolizmem musiała rytmicznie pracować i działać miliardy lat, zarówno u
roślin, jak i zwierząt, przetaczając uruchomione elektrony, protony, jony,
jonorodniki, fotony, fonony, zanim się po miliardach lat zaczęło formować coś,
co stało się w końcu ludzkim sercem. Bez plazmowej pompy nie istniałoby życie,
nie przeciskałaby się elektrodynamiczna struga materii i fal.
Nikt nie zna dróg prowadzących do powstania ludzkiego serca. Homo electronicus
je tylko wyczuwa. Żadna anatomia porównawcza nie odpowie na to w pełni, bo serce
funkcjonalnie powstało o wiele, wiele wcześniej, nim przybrało jakąkolwiek
anatomiczną postać. Wszczepiony w uniwersalne plazmowe serce - wszystkiego, co
żyje - electronicus czuje nieśmiertelną więź z życiem. Biosfera ma uniwersalne
serce plazmowe, pracujące zgodnie z rytmem metabolicznym na zasadzie sprzężenia
zwrotnego między chemicznym wiązaniem energii i jej uwalnianiem w procesach
degradacyjnych bioplazmy oraz na odwrót - między katabolicznym uwalnianiem
energii i procesami stabilizującymi bioplazmę. Dwutakt pompy plazmowej jest
podstawowym pulsem życia, biorytmem; jest słusznie nazwany plazmowym sercem
życia - sercem funkcjonalnym.
Electronicus czuje nie tylko rytm własnego serca i puls tętnic, które zresztą
pompują te same elektrony na nośniku atomów tlenu; on czuje również serce życia
na Ziemi. Uświadomienie tej rzeczywistości jest niemożliwe bez stania się wpierw
Homo electronicus. Nieśmiertelna pompa plazmowa pracuje w nieustannym rytmie
dwutaktu, od miliardów lat przelewając strugę elektronów w białkowych
półprzewodnikach na przekór śmierci i entropii. Pompa plazmowa odznacza się
minimalną bezwładnością, inaczej musiałaby dawno stanąć. Życie przede wszystkim
zredukowało inercję materii. Plazmowe serce życia jest chyba najgłębszą
tajemnicą przyrody. Może dzięki electronicusowi dokonało się jej odsłonięcie.
Rytm plazmowego serca jest nieskończony nieskończonością przekazu życia przez
miliardy lat historii Planety. Plazmowe serce jest nieśmiertelne. Żyć - to być
włączonym w ten ciągły proces. Włączenie w obieg życia jest nieodwracalne.
Życie, plazmowe serce i świadomość są nierozdzielne, dlatego trwają zawrotnie
długo i przekazują się jako depozyt przyrody. Electronicus, znając prawo
zachowania energii, zdaje sobie sprawę, że świadomość, mająca wszelkie cechy
zjawiska elektromagnetycznego, nawet po ustaniu czynności fizjologicznych
organizmu nie ginie na mocy tego samego prawa.