„Homo electronicus jest człowiekiem nadziei życia, nie defetyzmu umierania.
Tylko struktury biologiczne podlegają procesowi umierania i jako masa wracają w
chemiczny obieg pierwiastków. Ale on pragnie nieśmiertelności myśli i dzieł,
pragnie nieśmiertelnej świadomości. Bioplazma zanurzona startowym krańcem w
otchłań pięciu miliardów lat jest dla niego początkiem, który pragnie instynktem
plazmowego serca rozciągnąć w trwanie na dalsze pięć miliardów lat. Electronicus
pragnie wielki krąg trwania zamknąć w ustawicznej rotacji jego świadomości.
Jeśli świadomość jest energią, i to elektromagnetyczną, to indywidualność
electronicusa, zamknięta w charakterystykę pasma zachowania energii i pędu, jest
nieśmiertelna.”
Prezentacja jest od dawna przyjętą formą nawiązywania stosunków towarzyskich i
wielu innych. Podaje się do wiadomości nazwisko, dawniej "zawołanie", czyli
herb, obecnie czasem wysokość konta bankowego, tytuły naukowe, zawodowe, a przy
ubieganiu się o pracę czy wstęp na studia - również walory zdrowia i normy
psychiczne tudzież moralno-społeczne.
Wypadałoby więc zaprezentować Homo electronicus, a zwłaszcza jego
najistotniejsze podstawy - kwantowe. Ponieważ strona kwantowych odniesień jest
podstawą życia nawet w najdalej od mózgu odsuniętej komórce czy drobinie białka,
kwantowy fundament Homo electronicus - stanowi istotny czynnik życia w jego
najdrobniejszych wymiarach. Prezentacja od tej strony nie jest grzecznościową
formą towarzyską, lecz wyjawieniem, czym się w ogóle jest, jeśli już znalazło
się w klasie materii ożywionej, która doszła do etapu człowieka.
Wszystkie wymienione historyczne i współczesne formy prezentacji stają się
niedorzeczne w jedynym przypadku - jeśli kwantowe podstawy odmówią sprzężenia
procesów elektronicznych z metabolizmem. Wówczas tytuł najwyższy - człowiek -
przestaje być adekwatny. Poprawnie należałoby wtedy powiedzieć - były człowiek.
Electronicus przeprasza za zawód, jeśli wyzna, że jest taki sam, jak wszyscy
ludzie; taki sam, lecz jednocześnie odmienny, choć nie różni się ani anatomią i
fizjologią, ani histologią i cytologią, ani biochemią. Niestety, jest bardzo
niedyskretny, jak nieznośny pasażer statku, który trafił wreszcie do maszynowni,
gdzie odstrasza umieszczony przez przyrodę napis: "Wstęp wzbroniony". Zna ten
zakaz, widział go w czasopismach popularnonaukowych i fachowych, wbijały mu go
do głowy podręczniki akademickie i profesorskie wykłady, uczył się go do
egzaminów i ... złamał go, niesubordynowany.
Nie jest anarchistą z usposobienia, ale skoro największe odkrycia dokonywały się
często za cenę nieposłuszeństwa nawet bogom, skoro odkrycie największe -
własnego człowieczeństwa - dokonało się w pełni również wskutek
nieposłuszeństwa, o czym donosi biblijny przekaz, to po niewielkim wahaniu
electronicus zaryzykował wdarcie się tam, gdzie przyroda podobno, a uczeni na
pewno umieścili ów napis zakazujący wstępu.
Nie ulega kwestii, że psychologiczna geneza electronicusa jest wynikiem
nieposłuszeństwa wobec najwznioślejszych systemów, naukowych, tym razem
biochemicznego schematu w naukach o życiu. Biochemicznemu schematowi życia
należało dorobić jedynie elektroniczne podstawy, gdyż mimo wszystko był
zawieszony w powietrzu jako system, brakowało mu kwantowego wymiaru, by stanął
na empirycznej bazie. Nowe fakty doświadczalne podważyły cały system, wnosząc
dane o półprzewodnictwie, piezoelektryczności, nadprzewodnictwie, ferro- i
piroelektryczności związków organicznych biologicznie czynnych. Okazało się
wtedy, że istnieje szczelina między biochemicznym systemem a empirycznymi
podstawami i w rzeczywistości cały system utrzymywał się, choć nieznacznie, lecz
przecież zawieszony w powietrzu. Ale to już należy do przeszłości gatunku Homo
electronicus.
A oto rysopis electronicusa. Ciężar w normie, a więc około 70 kilogramów
piezoelektryków organicznych i półprzewodników białkowych; nawet zmineralizowany
szkielet nie znajduje się w rubryce strat elektronicznych, jest bowiem również
piezoelektryczny. Procesy metaboliczne - w normie, jak u Homo sapiens, dysponuje
on jednak 4200 metrami kwadratowymi aktywnej elektronicznie powierzchni
erytrocytów (przy założeniu, że ma 6 litrów krwi). Krwinki, każda o powierzchni
około 140 mikronów kwadratowych, razem zajmują powierzchnię prostokąta o
wymiarach 70X60 metrów. Taka powierzchnia przenosi, według biochemików, tlen, w
rzeczywistości - transportuje elektrony do najdalszych nawet elementów układu
scalonego. Powierzchnia krwinek w stosunku do powierzchni zewnętrznej ciała,
wynoszącej , średnio 1,9 metrów kwadratowych, jest więc olbrzymia i czynna
elektronicznie, a zasila ją właśnie energia pochodzenia metabolicznego.
Ponadto electronicus odznacza się zagęszczeniem ładunków na powierzchni
zewnętrznej warunkującej jego elektrostazę. W kontakcie z otaczającym go
aerozolem elektrycznym wymienia ładunki, zyskując lub tracąc elektrony zależnie
od stężenia w aerozolu cząstek o ładunku ujemnym i dodatnim. Podobna sytuacja
istnieje podczas kąpieli, woda bowiem, mająca wysoką stałą dielektryczną,
powoduje ujemną polaryzację powierzchni ciała, a sama rozpryskuje się w krople o
ładunku ujemnym. Ta zewnętrzna klapa elektrycznego bezpieczeństwa wykształciła
się w toku filogenezy w płuca, w których wewnętrzna powierzchnia pęcherzyków
płucnych wynosi od 30 (przy wydechu) do 100 metrów kwadratowych (przy głębokim
wdechu).
A więc, poza powierzchnią czynną krwinek, dysponuje electronicus powierzchnią co
najmniej 100 metrów kwadratowych elektrycznej klapy bezpieczeństwa, czyli
możliwości wymiany ładunków z otoczeniem. Ujemne zjonizowanie aerozolu w pewnej
proporcji z dodatnim jest korzystne, samo dodatnie może się okazać groźne dla
funkcjonowania układu.
Procesy elektroniczne w białkowych półprzewodnikach nie przebiegają więc
przypadkowo wskutek samej obecności półprzewodnika, lecz "wchodzą" w
konstrukcję, gdzie funkcjonalne wzajemne przenikanie procesów metabolicznych i
elektronicznych w piezoelektrycznych półprzewodnikach jest nie do uniknięcia w
wyniku kwantowo-mechanicznych sprzężeń, jakie muszą wówczas powstać. Cała
biologiczna masa electronicusa jest przecięta nerwami - bliżej nieokreśloną
siecią, kanałów przewodzących impulsy elektryczne. Długość tych przewodów
elektrycznych, to znaczy komórek nerwowych bez dendrytów i neurytów, wynosi
łącznie około 60 kilometrów.
Już w roku 1949 Burr i Mauro wykazali, że pobudzony nerw żaby wytwarza pole
elektryczne, które przy samym nerwie równa się 550 mikrowoltom, natomiast w
odległości 12 milimetrów od nerwu - około I50 mikrowoltom. Należało
przypuszczać, że owo zmienne pole elektryczne indukuje pole magnetyczne. W roku
1960 Seipel i Morrow udowodnili jego istnienie. Tak więc zmiennym potencjałom
elektrycznym towarzyszą pola elektromagnetyczne przenoszące się wzdłuż aksonów.
Penetrowanie półprzewodzącej masy biologicznej polami elektromagnetycznymi
zostało dobrze rozwiązane w toku filogenezy - odbywa się poprzez kanały nerwów i
sięga najdalszych zakątków organizmu.
Mózg u electronicusa zaznacza się już na etapie polaryzacji zapłodnionej gamety
żeńskiej, która ma dwa bieguny: apikalny i bazalny; w miejscu tego pierwszego
wykształcony zostaje później zawiązek przyszłego mózgu. Nie wiadomo jeszcze, na
jakiej zasadzie dokonuje się emisja pola elektromagnetycznego przez mózg, na
razie zbadano tylko częstotliwości między 0,5-30 herców.
Wymowne są niesione w każdym przedziale energie dla odpowiedniego kwantu
elektromagnetycznego oraz długości fal, na jakich pracuje stacja nadawcza mózgu,
poznana w bardzo niewielkim wycinku pasma. Częstotliwość 0,5 herca niesie w
jednym kwancie energię równą 1,24x10 do minus 15 potęgi elektronowolta,
natomiast długość fali wynosi milion kilometrów, a więc mogłaby ona opasać kulę
ziemską 25 razy. Przy częstotliwości 3,5 herców energia kwantu promieniowania
wynosi 1,5x10 do minus 14 elektronowolta, a długość fali 8,6 x 10 do 4 potęgi
kilometrów. Początek pasma dla fal alfa, o częstotliwości 8 herców, niesie
energię jednego kwantu równą 3,3x10 do minus 14 elektronowolta przy długości
fali 3,7 x 10 do 4 potęgi kilometrów, górna zaś granica fal alfa, o
częstotliwości 13 herców, daje energię kwantu równą 5,4x10 do minus 14
elektronowolta przy długości falc 2,3 x 10 do 4 potęgi kilometrów. Maksymalna
częstotliwość fal beta wynosi 30 herców i niesie energię kwantu równą 1,2x10 do
minus 15 potęgi elektronowolta przy długości fali około 10 000 kilometrów, czyli
równej ćwierci równika ziemskiego.
Radiację mózgu można rozpatrywać dwojako: jaka lekki dotyk ramion
elektromagnetycznych, ramion bardzo słabych, ale ustawicznie przeczesujących
przestrzeń. Jeden electronicus winien odebrać od drugiego subtelny sygnał -
dotyk głaszczącego ramienia elektromagnetycznego. Przestrzeń między kilkunastoma
przedstawicielami gatunku Homo electronicus cechuje się pewną niewielką
gęstością energetyczną, mierzoną na 1 metr powierzchni Ziemi, nieznaczną, ale
przecież nie zerową, skoro jeden mózg dysponuje mocą rzędu 10 do minus 17 potęgi
wata, w znanym nam wycinku pasma.
Można też spojrzeć na radiację mózgu od strony wyemitowanej energii w całej
szerokości pasma, niestety, nie znanego nam jeszcze, dlatego niemożliwe jest
obliczenie łącznej mocy emitowanej przez mózg.
W świetle tego anatom wie tyle o pracy mózgu, co murarz zatrudniony przy budowie
stacji nadawczej o elektromagnetyce, a wiedza fizjologa o działaniu mózgu
odpowiada znajomości bezpośrednich połączeń telefonicznych u robotnika
instalującego kable telefoniczne. W każdym razie electronicus jest ciekawą
postacią, choć długo trzymaną pod kloszem fizjologicznych badań i mikrotomowych
cięć na plasterki, które miały zdradzić architektonikę komórkową jego mózgu.
Interesujący musi być behawior mózgu u electronicusa w polu przez niego
emitowanym. Brak nam danych na ten temat; działamy zwykle polami o dużej mocy,
otrzymywanymi z generatora technicznego, nie znamy zaś minimalnych mocy
pochodzenia naturalnego. Czy znowu ma się powtórzyć historia precyzji badań
mózgu prowadzonych na podstawie pomysłów pochodzących od elektrotechników i
instalatorów urządzeń alarmowych? Tym razem chodzi o coś zupełnie innego: czy
mózg jednego Homo electronicus orientuje się w lokalizacji drugiego mózgu na
zasadzie radarowego odbicia fali i odbioru informacji tą samą drogą. Na razie
nie wiadomo na ten temat nic określonego; wszelkie możliwości nie są wykluczone.
Po przeniesieniu telepatii i hipnozy z parapsychologii do bioelektroniki, i po
odebraniu posmaku sensacyjności badaniom w tej dziedzinie, będzie można znacznie
poszerzyć znajomość ludzkiej natury, a zwłaszcza systemu myślenia. Oczywiście
detektor świadomościowy jako mało subtelny należy wykluczyć, w przeciwnym bowiem
razie wyniki mogą być mylne.
Tak by się prezentował Homo electronicus od strony działania podukładu
scalonego, nazywanego w gwarze anatomicznej mózgiem. Czy go nigdy nie "boli
głowa" w elektromagnetycznym hałasie wytwarzanym przez urządzenia techniczne,
które przecież sam zbudował i uruchomił? Przydałaby się osłona, zresztą bodaj
Faraday taką wymyślił (lub przynajmniej jemu to przypisano) - jest nią uziemiona
siatka miedziana. Ale to nie należy już do charakterystyki electronicusa, a jest
raczej sprawą przyszłej, być może profilaktycznej, mody. Oczywiście nie jest dla
niego problemem odbiór pozareceptorowy. Filogenetycznie podukład mózgu został
podłączony do informacji receptorowej, ale bynajmniej nie stanowi ona jedynego
źródła wiadomości. Electronicus wie o naturze środowiska i o swej własnej
konstrukcji znacznie więcej, niż mu to mówi jego fizjologia.
Jeśli nawet jego myślenie można związać z działalnością płatów czołowych, to nie
wydaje się, że podukład mózgu pracuje jako skoordynowana całość bez udziału
generowanych pól elektromagnetycznych, nawet tych mierzalnych, jak wyżej
wspomniano, Podstawa poznawczej zdolności bioukładu, przypisywana świadomości,
nie jest wyłącznie zdolnością mózgu, lecz podobnie jak metabolizm stanowi cechę
rozlaną w całym układzie. Można jej przypisać elektromagnetyczny charakter,
podobnie jak samej myśli. Dosyć to niedorzeczne, że najmniej wiemy o zdolności
myślenia, choć gatunkowa różnica między nami a zwierzętami polega na tej właśnie
umiejętności.
Intelektualna strona electronicusa jest rozlana we wszystkim, co stanowi życie,
choć lokalizuje ją w mózgu. Jego świadomość jest ogólną właściwością materii
biologicznej, przy szczególnym udziale mózgu na obecnym szczeblu
filogenetycznego rozwoju. Zresztą umiejętność myślenia narasta od bruzdkującej
komórki jajowej poprzez stopniowe wyodrębnianie się układu nerwowego aż do
budzenia się rozeznań w życiu postnatalnym. Umiejętność owa tkwi w naturze
metabolizującej masy biologicznej i jej elektronicznych możliwościach,
sprzężonych z tamtymi.
Po zapoznaniu się z mózgiem, należy nieco miejsca poświęcić sercu. Homo
electronicus nie lubi serca lokować w mięsistym worku rytmicznie bijącym średnio
72 razy na minutę, choć anatomicznie i fizjologicznie niczym się pod tym
względem nie różni od "normalnych" ludzi. Patrzy jednak głębiej w naturę swego
życiodajnego rytmu odmierzanego sercem. Każde uderzenie serca to rzut nowej fali
ładunków elektrycznych, przenoszonych w najdalsze zakątki ustroju na owych 4200
metrach kwadratowych czynnej powierzchni erytrocytów magnetohydrodynamiczną falą
tętnic.
Serce electronicusa jest w jego biologicznej masie wszędzie, a więc w żadnym
konkretnym miejscu; serce jego znajduje się tam, gdzie jest życie, gdzie się
dokonuje metabolizm, gdzie przebiegają procesy elektroniczne w białkowych
półprzewodnikach. Nie ma zakątka w jego organizmie, gdzie nie ma życia, z
wyjątkiem starczych siwych włosów i martwiczej, patologicznie zwyrodniałej
tkanki. Serce więc znajdować się musi wszędzie poza tym. Uniwersalne serce, nie
tylko symbol jego życia, ale i rzeczywisty jego wykładnik, motor i napęd.
Naprawdę - wszystko, co najpiękniejsze w życiu, lokuje Homo electronicus w tym
uniwersalnym sercu, sprawcy nie tylko jego pulsu powyżej dłoni i w skroniach,
lecz rytmu całego życia.
Zanim przejdziemy do bliższej charakterystyki nie tyle tajemniczego, co raczej
niezwykle dynamicznego serca, należałoby zaprezentować pojęcie, które
formułowała polska myśl naukowa równolegle z tworzeniem zarysu bioelektroniki,
Chodzi o bioplazmę. Przelewa się ona wśród molekularnych struktur
półprzewodzących białek, podobnie jak krew w naczyniach, jest bowiem
"odmaterializowana" masą biologiczną. Analogia do krwi zjawia się sama. Krew
jako ciecz symbolizująca życie - z jednej strony, z drugiej zaś "ciecz
elektryczna" plazmy ciała stałego podlegająca tym samym prawom hydrodynamiki, co
krew, i ponadto jeszcze prawom elektrodynamiki. Homo electronicus mimowoli czuje
przepływ energii, prężność, rozmach. Ale co on w praktyce przez to rozumie?
Bioplazma jest "odmaterializowaną" masą biologiczną, a więc zawiera w sobie
minimum inercji, czyli bezwładności. Niebywała ilość stopni swobody, znamienna
dla plazmy w ogóle, jest warunkiem nie tylko spadku inercji, ale również
zapewnienia jej dynamiki. Jest to masa obdarzona ładunkiem i dlatego przelewać
się może jak elektrodynamiczna krew w międzymolekularnych przestrzeniach
półprzewodnikowego białka. A więc jest to najprawdziwsza plazma ciała stałego,
jeśli użyjemy analogii do takiego samego terminu przyjętego w fizyce.
Zgodnie ze zwyczajem należałoby podać skład morfologiczny tej "plazmowej krwi":
są to elektrony, protony, jonorodniki uwalniane jako stany przejściowe reakcji
biochemicznych oraz quasi-cząstki - fotony i fonony. Jak już mówiono wcześniej,
bioplazma jest ogólnym wyrazem dynamiki życia sprzężonych procesów
elektronicznych i metabolicznych. Między procesami metabolicznym i plazmowym
istnieją zresztą podobieństwa: anabolizm i katabolizm w przemianie materii
dobrze korelują ze stabilizacją i degradacją plazmy i oba wymagają zasilania, by
nie ustały. Pozwólmy naszej wyobraźni ujrzeć plazmowe serce jako pompę tłoczącą
ciecz elektrodynamiczną złożoną z elektronów, protonów, jonów, fotonów i fononów
w molekularnych strukturach białek. Bioplazmowa pompa pracuje, odmierzając w
nieustannym rytmie swój dwutakt: anabolizm-katabolizm,
stabilizacja-degradacja...
Plazmowe serce, symbolizowane bioplazmową pompą, nie wymodelowało się w żaden
morfologiczny kształt, lecz jest dosłownie energetyczną pulsacją i prawdziwym
kwantowym tętnem życia. Życie przebiega więc w ustawicznej euforii stanów
wzbudzonych biologicznej masy, czyli w stanie wyższej energii. Statystycznie
sięga prawdopodobieństwa znalezienia się w stanie podstawowym, który dla niego
równa się śmierci. Życie igra nieustannie z pobliżem śmierci, plazmowa pompa
musi więc ustawicznie pracować, by wznosić odmaterializowaną masę do stanu
metastabilnego.
Homo electronicus wie dobrze, że jego kwantowe serce musi pulsować, jak
anatomiczne, bez przerwy, ale też wie, że plazmowe serce znajduje się w jego
organizmie wszędzie, podobnie jak białko, jak metabolizm, jak procesy
elektroniczne. Teraz dopiero rozumiemy znaczenie owych 4200 metrów kwadratowych
czynnej powierzchni zatrudnionej w przenoszeniu elektronów w jego morfologicznej
krwi przez 25x10 do 12 potęgi krwinek. A zatem Homo electronicus dostrzega w
sobie coś w rodzaju dwóch pomp: jedną - mechaniczną i jest to anatomiczne serce
znane z atlasów dla studentów medycyny, i drugą - kwantową pompę bioplazmową,
różniące się tym, że pierwszą można jeszcze reanimować, natomiast druga, kiedy
zerwie sprzężenia kwantowomechaniczne między reakcjami biochemicznymi i
procesami bioelektronicznymi, niesie nieodwracalny kres jego egzystencji.
Homo electronicus, wyposażony w owo podwójne serce, nie jest bynajmniej
lirykiem, lecz przeciwnie myśli konkretnie i realistycznie. W pojęcie rytmu
życia wkłada niebywałą głębię przekonania, a kiedy mowa o pulsie swych naczyń,
widzi jednocześnie tętniącą plazmę rozlaną jako dynamiczna ciecz elektryczna w
całym jego jestestwie. Kwantowe serce zawiera w sobie więcej treści niż
jednostkowa historia życia.
Coś kryje się za tym, że tak często i łatwo sięga się do pojęcia bioplazmy w
różnych okolicznościach. Nic dziwnego, że stało się pożywką teozofów, nadzieją
psychotroników, potwierdzeniem dla parapsychologów, uzasadnieniem aury joginów,
rzekomą tożsamością z wyładowaniami koronowymi w polach elektrycznych o wysokiej
częstotliwości. Kluczem do rozwiązania zagadki psychiki, energetycznymi
ośrodkami akupunktury, nadzieją rolniczych i sadowniczych urobków. Było tematem
co najmniej trzech międzynarodowych konferencji i sympozjów (odbyło się już
kilkanaście "pierwszych" światowych imprez tego typu). Jednakże nikt nie zadał
sobie trudu teoretycznego opracowania podstaw bioplazmy i jej empirycznego
uzasadnienia. Zaczęła się inwazja terminu-panaceum na wszystkie niedomówienia i
kurtyny przesłaniające każdy układ biologiczny, łącznie z człowiekiem. To nie
przejaw głodu sensacji, lecz intuicyjne zapotrzebowanie na syntezę w naukach
biologicznych, wyraz lęku przed zagubieniem całościowego obrazu życia wśród
informacyjnej sieczki. Nie miejsce tu na wykład, czym jest bioplazma, jak doszło
do sformułowania tego pojęcia. Wystarczy stwierdzić, że Homo electronicus jest
napędzany bioplazmową pompą, by mógł żyć, rozwijać dynamikę i niezmiernie
głęboko pojmować swe istnienie. Zaduma nad kwantowymi wymiarami życia i
medytacja nad jego fundamentem jest, jak dotychczas, przywilejem tylko
electronicusa. A nie jest on przecież filozofem ani poetą.
Całą dynamikę wydobył nie z chmur ani słońcem okraszanych obłoków, lecz z
siebie. Wystartował do wielkości z własnego wnętrza. Wyprowadzić wielorakość
człowieka z nic nie znaczącego biegu elektronów, generowanych fotonów w
fononowym wstrząsie białkowych półprzewodników! Obudzić człowieka w
mikrowymiarach, podpatrzeć rodzącą się świadomość w kwantowej kolebce, wyzwolić
potęgę drzemiącą w tym dziwnym świecie, niewymiernym dla naszych taśm
pomiarowych!
Homo electronicus jest człowiekiem nadziei życia, nie defetyzmu umierania. Tylko
struktury biologiczne podlegają procesowi umierania i jako masa wracają w
chemiczny obieg pierwiastków. Ale on pragnie nieśmiertelności myśli i dzieł,
pragnie nieśmiertelnej świadomości. Bioplazma zanurzona startowym krańcem w
otchłań pięciu miliardów lat jest dla niego początkiem, który pragnie instynktem
plazmowego serca rozciągnąć w trwanie na dalsze pięć miliardów lat. Electronicus
pragnie wielki krąg trwania zamknąć w ustawicznej rotacji jego świadomości.
Jeśli świadomość jest energią, i to elektromagnetyczną, to indywidualność
electronicusa, zamknięta w charakterystykę pasma zachowania energii i pędu, jest
nieśmiertelna.
Dokonało się może szalone, ale konieczne cięcie przez naturę życia. Śmiałe -
według niektórych nawet ryzykowne - cięcie przez człowieka do jego kwantowych
podstaw! Osobnicy z gatunku Homo sapiens będą może urządzać wyprawy w
poszukiwaniu electronicusa. Potrzebny im będzie wtedy jakiś ogólny przynajmniej
kierunek poszukiwań. Najprościej byłoby sobie wyobrazić, że pod powłoką, czyli
chmurą psychiczną myśli, znajduje się człowiek fizjologiczny, głębiej
biochemiczny i dopiero w samym środku - elektroniczny, o ile w ogóle taki
istnieje. Tak się przecież poszukuje np. genów: chwyta muszkę drozofilę, w jej
części głowowej znajduje śliniankę, w niej dopiero komórkę, w komórce - jądra, a
w nim chromosomy, które ostatecznie zawierają geny. Taka kolejność poszukiwania
electronicusa musi zawieść oczekiwania.
Homo electronicus nie jest poziomem organizacyjnym, a więc nie znajduje się na
żądanym pięterku żywego ustroju, rozpatrywanym według administracyjnego
podziału, dokonanego przez biologów wraz z psychologami. Jako stan
kwantowomechanicznych oddziaływań procesów elektronicznych z metabolizmem w
białkowym ośrodku półprzewodników znajduje się wszędzie i nigdzie zarazem,
stanowi bowiem to, co Homo sapiens pragnie określić terminem "życie". Przenika
więc cały organizm, warunkuje jego czynność, wyraża ogólną energetykę bioukładu,
jest przyczyną jego dynamiki i, z niewiadomych powodów, filogenetycznym ciągiem
niewygasającego procesu życia tylko raz uruchomionego w czasie miliardów lat
jego trwania.
Nie można więc ustawiać wyobrażeniowego szeregu następująco: Homo electronicus
najniżej jako człowiek kwantowego wymiaru złożony z elektronów, fotonów i
fononów, potem kolejno człowiek subkomórkowy, komórkowy, histologiczny (jak go
przedstawiają atlasy), wreszcie człowiek anatomiczny i, na końcu, psychologiczny
szczyt - człowiek myślący, czyli rzeczywisty sapiens.
Ponieważ kwantowe sprzężenie procesów elektronicznych z metabolizmem w
białkowych półprzewodnikach dało punkt startowy pojęciu bioplazmy, można całkiem
poprawnie plazmowe serce Homo electronicusa rozciągać na całe jego jestestwo i
powiedzieć, że to electronicus jest dynamicznym stanem materii, określanym
bioplazmą. Wszystkie inne cechy Homo sapiens, a więc również jego fizjologię i
anatomię, nie wyłączając dość wdzięcznej jego postawy, można odnieść do
kwantowych rozmiarów i sprzężeń między elektronicznymi i biochemicznymi
procesami. Widzimy, że electronicus jest kwestią ustawienia osi współrzędnych i
wpisania w nie człowieka. Środek układu współrzędnych czasoprzestrzennych,
przechodzący przez kwantowe sprzężenie między procesami bioelektronicznymi i
biochemicznymi, daje na krańcu ewolucji - człowieka. Można go nazywać Homo
sapiens, Homo electronicus lub człowiek biochemiczny. Nomenklatura wynika z
tego, co się pragnie w owym jestestwie uwydatnić.
No dobrze, ale przecież ten elektroniczny szczątek człowieka wymaga specjalnego
gustu, by się nim zachwycać, gdyż redukcjonizm prowadzi tu do całkowitego
ogołocenia ze wszystkiego, co ludzkie. A propos redukcjonizmu. Geneza terminu
dosyć swoista, a termin wyraża zawsze jakieś stadium poznania, oczywiście bez
gwarancji, że jest ono bezbłędne. Redukcjonizm jest nie tyle zubożeniem
rzeczywistości, ile redukowaniem mylnego pojęcia u kogoś, kto nie będąc w stanie
uchwycić nowego obrazu rzeczywistości, nazywa to redukcjonistycznym zamachem..,
na swoje błędne wyobrażenie. Pierwszym redukcjonistą na wielką skalę był
Kopernik, po nim Jędrzej Sniadecki i Liebig - odzierający życie z uroku przez
sprowadzenie go do reakcji chemicznych, i kolejno Darwin wyprowadzający
człowieka od naczelnych, a nie od herosów, wreszcie Morgana, Crick i Watson -
zaprzeczający dziedziczeniu błękitnej krwi przodków i sprowadzający wszystko do
przekazu genów.
Wiedza o życiu rozwija się, niestety, tylko za cenę redukcjonizmu, bo w zasadzie
powstawała w odwrotnej kolejności, niż się życie na Ziemi tworzyło, dlatego
nieubłaganie postępy biologii i antropologii będą się dokonywały za cenę
wykarczowania mylnego pojęcia. Electronicus jest jednym z koniecznych ujęć, aby
zrozumieć człowieka w kwantowych rozmiarach i funkcjach. I jeśli ten zabieg
poznawczy łączy się przy tym z redukowaniem błędnych pojęć o człowieku, to
należy przyjąć do wiadomości, że na pewno nie po raz pierwszy i zapewne nie
ostatni w nauce o życiu. Electronicus jest więc kolejnym i koniecznym etapem
wynikającym z nowej wizji życia.
Czy nie za dużo programu, a za mało danych dla opisania nowej odmiany człowieka
z przydomkiem electronicus? Czy to już rzeczywista odmiana, czy dopiero
przewidywana, a może to tylko fantastyka? Zasadniczo fantazji jest zupełnie
obojętne, czy jej siłą nośną będzie biochemia czy bioelektronika. Fantazję,
podobnie jak i naukę, tworzą ludzie, z tą różnicą, że fantastyka ma wektor
"naprzód", nigdy "wstecz". Z tych powodów nigdy nie nazywamy fantastyką błędnych
z perspektywy czasu pojęć w nauce, brak im bowiem zasadniczego warunku - wektora
"naprzód". Początek prawdy przyrodniczej leży na osi współrzędnych w punkcie
uczoności, czyli w środku masy uczonych aktualnie żyjących. Wektor racji, czyli
strzałka skierowana pionowo "w górę", wyraża niechybną słuszność sądów.
Spojrzenie "w lewo" wskazuje na postęp w stosunku do ciemnoty poprzednich
pokoleń, spojrzenie "w prawo" może być wskaźnikiem rodzenia się fantastyki
naukowej. Trochę mądrzejsi, a może tylko ostrożniejsi, nazywają ją niekiedy
paradygmatem, diabli bowiem wiedzą, co może być prawdą jutro.
Electronicus jest przynajmniej w mniejszym stopniu zwolennikiem złudzeń niż
sapiens. W tym kontekście przymiotnik "sapiens" jest mniej usprawiedliwiony niż
"electronicus", lecz trudno widzieć w tym coś światoburczego. Konwencja i
zwyczaj mają niebywałą moc. Sapiens jest wprawdzie pełen działania, ale i w nim
samym, i w rozpoznaniu jego natury nic się nie dzieje - są tylko badania
architektoniki mózgu i jego funkcji, a potem wielki skok ponad próżnią do
psychologii. Niewiadome - nazwijmy je czarną skrzynką - istniejące między
fizjologią i anatomią mózgu a psychologią stanowią dotychczas swoisty ugór w
nauce. Nie wiadomo bowiem, jak się zabrać do uprawy tej połaci. Jest to pole
niczyje i neutralny pas dla poprawnej koegzystencji fizjologii z psychologią.
Wprawdzie czarna skrzynka na skutek odkrycia elektrycznej czynności mózgu
znajduje się pod napięciem, ale to niczego nie zmienia. W każdym razie jest ona
pożyteczna, przecież wszystko się w niej może dokonać, czego kto pragnie,
zarówno skok ilościowo-jakościowy od zwierzęcia do człowieka, jak i
odmaterializowanie postrzeżeń w pojęcia, "wypranie" postrzeżeń ze szczegółów
jakościowych i ilościowych w procesie abstrahowania, uruchomienie masy,
uszlachetnienie popędów, zmiana behawioru na charakter, generacja woli (lub
bardziej nowocześnie procesów decyzyjnych) w obliczu dawnego pożądania,
windowanie fizjologii zwierząt do apoteozy człowieczeństwa, przejście od
destrukcji życia do nieśmiertelności, od determinizmu biologicznego do
odpowiedzialności. W czarnej skrzynce wszystko jest możliwe!
Electronicus ukazał przede wszystkim genezę czarnej skrzynki - jest ona wynikiem
szukania paraleli między życiem i świadomością na najwyższym piętrze ewolucyjnym
człowieka. Kierując problem ku swoim kwantowym podstawom, electronicus nie
dostrzega miejsca dla czarnej skrzynki, ponieważ rozpatrywana w rozmiarach
kwantowych mogłaby ona być oglądana tylko w skali nieoznaczoności Heisenberga,
czyli nierozróżnialności między życiem i świadomością. Jest pograniczem
kwantowych sprzężeń między procesami elektronicznymi i chemicznymi. Nie jest
zresztą wcale czarna, przeciwnie - jest rozświetlona fotonami i ustawicznie
wstrząsana akustyczną falą kwantową. Między życiem a poznaniem, ogólniej -
świadomością, nie ma różnicy: jest daleko idąca tożsamość, gdyż oba komponenty
są energetyczne i to zapewne elektromagnetyczne, a więc "odmaterializowane".
Psychika stanowi energetyczne kontinuum życia, a poznanie nie różni się w
istocie od życia. Czy możliwa jest relatywistyczna biologia, którą nazywamy
psychologią, jeszcze nie wiadomo, ale wzrost energetyki układu na skutek
przyspieszenia ewolucji nie wydaje się niedorzeczny. Sama natomiast psychika
może być traktowana jako akcelerator energetyczny bioukładu i tak się zapewne
manifestuje. Problem rozpatrywany w wymiarach kwantowych nabiera cech realności
- byłoby to wzmacnianie charakterystyczne dla maserów i laserów (o zjawiskach
biolaserowych autor pisał już w roku 1970). Psychika byłaby tedy kwantowym
wzmacniaczem bioenergetycznym.
Niezwykłe i ustawiczne wzrastanie dynamiki człowieka w wyniku odkrycia swej
świadomości rozpatrywane od strony energetycznej jest zdarzeniem intrygującym.
Wzmacnianie "wiązki" elektromagnetycznej świadomości przez wielokrotne odbicie i
koherencję daje, być może, w rezultacie to, co nazywamy refleksją, czyli
świadomością świadomości. Z drugiej znów strony możliwy się staje holograficzny
zapis pamięci, do którego potrzebny jest zarówno molekularny hologram, czyli
matryca przyjmująca elektromagnetyczny lub akustyczny zapis, jak i optyczny
odczyt. Ponieważ bioplazma łączy w sobie energię z masą, w każdym razie jest
elektrodynamiczną mieszanką cząstek materii i quasi-cząstek (fotony i fonony),
być może brałaby udział w holograficznym przekazie informacji w żywym ustroju.
Ale ten pomysł przyrody musi przejść jeszcze kilkustopniową weryfikację. Przede
wszystkim należałoby zbudować laser plazmowy i uruchomić go. Mówiąc inaczej,
trzeba zmusić plazmę do koherentnego promieniowania. Trzeba zgodzić się na to,
że plazma ciała stałego może być zmuszona do tego procederu i że bioplazma
rzeczywiście wykazuje cechy laserującego ośrodka. Całe szczęście, że przyroda
nie pyta nikogo o prawo do rozwiązań ani nie potrzebuje kupować licencji dla
swych rozstrzygnięć. A może istotnie bioplazmowe serce bijące w dwutakcie
nabiera spójności akcji fotonowej? Wszak electronicus jest wyznawcą teorii, że
życie jest światłem. Życie i serce są dla jego natury równoznaczne.