Trzeba przyznać, że tylko i wyłącznie człowiek ma całą filogenezę poza sobą.
Inaczej mówiąc, on jeden zdobył maksymalne ewolucyjne doświadczenie. Pod tym
względem stanowi gatunek o wyjątkowej randze. Zaczynamy poniekąd rozumieć jego
stanowisko w nauce, bynajmniej nie uzurpowane, a przynależne mu na mocy faktów
dokonanych. W ewolucyjnych sprawach on jeden może mieć pełnoprawny głos. On -
ostateczny produkt ewolucji.
Istnieją w biologii tendencje do rozpatrywania przyspieszenia ewolucji w
perspektywie czasu geologicznego. Gdybyśmy się na to zgodzili z przymrużeniem
naukowego oka, powinniśmy przyznać, że człowiek w całym szeregu filogenetycznym
jest gatunkiem najbardziej "szybkościowym". Innymi słowy odznaczającym się
najdalej idącą plastycznością, a tym samym, jeszcze nie do końca wyczerpanymi
możliwościami rozwoju. Człowiek jest grotem strzały ewolucyjnego procesu.
Wydaje mu się, że jest odkrywcą czasu. A jednak to nieprawda! Specem "od czasu"
jest życie, ono jedno posiada zdolność kondensacji czasu - przedsięwzięcia,
które poza nim jest niewykonalne. Wartości czasu życie nie mierzy sekundami;
zegary życia odmierzają czas zdarzeniami. Dlatego istnieje niezwykła i jedyna
chyba możliwość utrzymania ciągłości historii nawlekanej jak koraliki na
ewolucyjnie wyciąganą nić. Coś, co się nazywa filogenezą, istnieje jaka
rzeczywistość skondensowanego czasu poprzez zdarzenia, które zaistniały i trwają
nadal.
Genetyk wszystko by dokładnie i wyczerpująco wyjaśnił przekazywaniem życia na
podstawie kodu genetycznego. Na razie mamy nieprzerwany ciąg życia, niemożliwy
do stworzenia od nowa. Embriogeneza uwydatnia ten problem wyraźniej: choć z
wieloma zastrzeżeniami, można jednak mówić o skróconej filogenezie widocznej w
przebiegu rozwoju osobniczego, czyli ontogenezy. Nazwano to biogenetycznym
prawem Haeckla, według którego rozwój osobniczy w okresie życia płodowego jest
skrótem gatunkowej drogi. Nie wnikając w rozciągłość prawa biogenetycznego ani w
jego interpretację, przyjmijmy, że wyraża ono ideę, którą tutaj można nazwać
kondensacją czasu rozwojowego.
Ponieważ człowiek jest ostatnim Mohikaninem ewolucji, powinien dysponować
największymi możliwościami kondensacji owego czasu i nagromadzeniem
morfologiczno-fizjologicznych etapów niezwykle długiej filogenezy. W tym sensie
można mówić o przyspieszeniu rozwojowego biegu ontogenezy z widocznymi etapami
ewolucyjnej przeszłości, które są odbiciem całej właściwie filogetycznej drogi.
Czas trwania ontogenezy w odniesieniu do rodowej historii życia wyraża się
proporcją znacznie większą niż 1 : 1 000 000 000, co dowodzi miliard razy
szybszego niż w filogenezie tempa rozwoju, można więc to nazwać kondensacją, w
tym wypadku - czasu i zdarzeń biologicznych. Nie sama tylko ciągłość życia jest
przekazywana, ale jednocześnie realnie istniejąca historia zamierzchłej
przeszłości. Historia utrwalona nie tylko w pamięci, ale wprost w byciu.
Człowiek powtarza więc w rozwoju osobniczym największą ilość zdarzeń
filogenetycznych, toteż jest rodową historią życia najbardziej obciążony lub -
jeśli kto woli - doświadczany.
Jako gatunek jest rzeczywiście wyjątkowy. Byłby najlepszym obiektem badań nad
ewolucją, czymś w rodzaju wyolbrzymionej morganowskiej drozofili, gdyby tylko
rozstrzygnięto wybór wskaźnika miarodajnego dla pomiarów przyspieszenia. Z tych
wskaźników wykluczyć trzeba metabolizm, choć wydawałoby się, że on właśnie, jako
źródło potrzebnej energii wymiennej, powinien być wzięty pod uwagę. Ewolucja,
jak każdy proces fizyczny, nie może się obyć bez energetycznych wydatków.
Tymczasem w przyrodzie widzimy zupełnie odwrotną sytuację: bakterie odznaczają
się szybszą przemianą materii niż człowiek. Ewolucja nie szła więc w kierunku
zwiększania szybkości metabolizmu.
Można bez zbytniej przesady powiedzieć, że ewolucja, przebiegająca w dwóch
wariantach, zróżnicowania i integracji, wymaga niewielkiego nakładu energii, jak
wszystkie zresztą procesy sterownicze w układach bioelektronicznych (choć z
drugiej strony mózg, jako podukład sterujący koordynacją całego organizmu, na
energetyczne pokrycie swych funkcji zużywa aż 14 procent energii całego wyrzutu
serca).
Nie rozpracowano jeszcze energetyki organizmu od strony wydatków na sterowanie i
ewolucję: jak dotąd, budziły zainteresowanie tylko wskaźniki metaboliczne,
badane w aspekcie użyteczności produktywnej masy biologicznej. Przeważył interes
hodowców i plantatorów, a nie problemy życia, i jego organizacji. Jeśli ewolucja
człowieka dokonuje się "na naszych oczach", a więc w skali historycznej, powinny
się znaleźć dowody zmienności przede wszystkim morfo1ogicznej, gdyż cała
ewolucja gatunkowa w rozumieniu darwinowskim odnosi się do makrorozmiaru. Jednym
z objawów zmienności jest zjawisko nieproporcjonalnego wzrostu. Zaczęło się
od... spodni, przysyłanych po II wojnie przez UNRRA: jak się okazało - rzadko
pasowały one na Polaków, choć były odpowiednie dla Amerykanów. Minęło zaledwie
30 lat i krawcy u nas, i w innych krajach, musieli zmienić rozmiar męskich
spodni właśnie według modelu amerykańskiego.
Pierwsze przypuszczenia antropologów, że to podniesienie stopy życiowej jest
przyczyną zwiększania się wzrostu, okazały się niesłuszne, gdyż owo zjawisko
idzie falą przez cała- świat. Jego podłożem może być między innymi zmiana
oddziaływania hormonalnego, zwłaszcza przysadki, tarczycy i gonad.
Z kopalnego materiału antropologicznego wiadomo natomiast, że w Europie
średniowiecznej przeważali w populacji długogłowcy, lecz stopniowo; stawała się
widoczna przewaga krótkogłowców (uwaga - szybciej łysieją!). Nie wiadomo, co o
tych wszystkich zmianach decyduje, czy genetyczne czynniki, czy też czynniki
długofalowej natury geofizycznej, czy też są owe zmiany przejawem rytmiki cech
morfologicznych. Bardzo stare przekazy, zachowane choćby w Biblii, mówią, że
olbrzymi nie należeli w zamierzchłych czasach do sporadycznych wyjątków.
Ponieważ nie można rozpatrywać człowieka w oderwaniu od jego świadomości (dużo
wcześniej wyodrębniono w psychologii typologię konstytucyjną), jego wzrost nie
jest morfologicznym detalem bez znaczenia dla cech psychicznych i
temperamentalnych, będących charakterystycznym przejawem behawioru układu
nerwowego. Współczesny gigantyzm jest nie tylko wynikiem zmian sekrecji
hormonalnej, ale również wiąże się z przebudową modelu świadomościowego.
Jest to, zdaje się, moment zawiązywania się ciekawej akcji w ewolucji człowieka.
Nieśmiało można już rozpocząć sondaż, jak się dokonuje zmiana behawioru
współczesnej populacji, którą cechują coraz to dłuższe kończyny dolne. Nie
będzie przesady, jeśli złączymy go z retuszem ostatnich instynktów zwierzęcych u
człowieka. Instynkt orientacji w terenie został już dawno zagubiony i egzystuje
jedynie w fantastyce typu "Tarzan wśród małp"; do orientacji służą kompas i
giroskop, albo Gwiazda Polarna. Instynkt samozachowawczy zanika, o czym świadczą
epidemie samobójstw w pewnych rejonach świata, a jeszcze częściej - narkomania.
Natomiast instynkt zachowania gatunku został zastąpiony świadomym
macierzyństwem, które przedstawić można bliżej nieokreśloną liczbą usuniętych
ciąż - jest to ewenement nie znany w zoologii. Instynkt samozachowawczy
skrzyżowany niejako z instynktem orientacji daje zwierzęciu naturalną zdolność
unikania szkodliwego pokarmu. U człowieka nie istnieje żadna taka instynktowna
bariera samoobronna, gdyż nieswoiste zatrucia o niewiadomej przyczynie są
częstym zjawiskiem. Instynkt ruchliwości systemu mięśniowego - wielkie
osiągnięcie ewolucyjne królestwa zwierząt - u człowieka zanika; współczesne
zabawki dziecięce więcej się ruszają niż ich mali użytkownicy.
Człowiek staje się osiadłym jamochłonem poruszającym się razem z podstawą, na
której tkwi. Instynkt płciowy, który jest przede wszystkim gatunkową korzyścią w
zoologii, ma u człowieka charakter osobniczy, raczej emocjonalny; jest to miłość
i potencjał twórczych przeżyć (choć miłość rodzicielska nie jest oryginalnym
pomysłem ludzkim). Rozpatrując instynkty, można podejrzewać, że zostały wyparte
przez celowe używanie świadomości w poszukiwaniu motywacji działania. Jednakże
nie udaje się tym samym wyjaśnić osłabienia systemu nerwowego, uwstecznienia
uzębienia, tzn. jego mniejszej trwałości mimo wzrastającej higieny jamy ustnej,
oraz ogólnego osłabienia organizmu raczej typu psychicznego, ale mogącego
prowadzić do bezsilności fizycznej.
Współcześnie człowiek znajduje się chyba w stadium pogłębiania czynników
koordynujących jedność psychofizyczną, co - w związku z wyeliminowaniem resztek
instynktów -oraz naturalnym osłabieniem układów nerwowego i krążenia - prowadzi
do utwierdzenia świadomości gatunkowej, i co przejawia się bardzo
charakterystycznym odruchem humanizacji i miłości do innych (o ile nie jest to
biciem na larum w obliczu narastającego egoizmu i znieczulicy).
Zostawmy ocenę przyszłym historykom antropocenotycznym; bez względu na ich
werdykt wydaje się, że ewolucja człowieka wkracza w fazę przyspieszenia
ontogenezy. I tak: okres życia prenatalnego skraca się coraz częściej do siedmiu
miesięcy, -gdyż rośnie procent przedwczesnych porodów; karmienie dziecka własnym
mlekiem przez matkę, trwające kiedyś, o czym świadczą przekazy historyczne, do
trzech lat, kończy się obecnie na ogół po kilku tygodniach na skutek zaniku
pokarmu; dzieciństwo zostaje wybitnie skrócone na rzecz przedwczesnej
dojrzałości psychicznej i postępującej za nią dojrzałości fizycznej. Dobrym
wskaźnikiem trendu sekularnego, charakteryzującego owo przyspieszenie
ewolucyjne, jest wiek menarche. Na podstawie badań 5546 dziewcząt warszawskich
przeprowadzonych w latach 1965-1976 można było stwierdzić obniżenie wieku
menarche (Millicerowa, Szczotka, Łaska-Mierzejewska, Piechaczek). Podobne wyniki
przyniosły badania mieszkanek Wrocławia. Analogiczne wyniki otrzymuje się na
całym świecie.
Na przeciwległym krańcu ontogenetycznego wieku skraca się produkcyjny okres w
życiu człowieka na skutek przedwczesnej miażdżycy, choć granica życia oddala się
dzięki postępom medycyny. Gatunek staje się coraz starszy jako populacja, czyli
biologicznie nietypowy. A więc - według kryteriów niefizjologicznych następuje
swoista kondensacja czasu właściwa tylko życiu, mianowicie ciasne upakowanie
coraz większej liczby zdarzeń w jednostce czasu. Czy wobec tego gatunek Homo
sapiens stoi w obliczu relatywistycznego wydłużenia sekundy przy jednoczesnym
skracaniu czasu? Jeśli zadaniem tego gatunku jest "naszpikowanie się" maksymalną
ilością informacji co ma być wyrazem dojrzałości biologicznej - to należy
przewidywać dalsze "przyspieszanie".
Ogólne narzekanie na tempo życia jest przejawem wewnętrznego przyspieszenia,
które można nazwać przyspieszeniem intencjonalnym. Intencjonalne przyspieszenie
jest najlepszym ze sposobów wykończenia układów nerwowego i krążenia, jest
bowiem doganianiem własnego cienia, który z tą samą prędkością się oddala.
Sprawia ono, że pojedyncze akty czynności układów nerwowego i mięśniowego
nabierają charakteru ciągłego, a oba te układy przechodzą w niemal stały stan
napięcia, co wyraża się zwiększeniem stopnia pobudliwości nerwów (zmniejszenie
refrakcji) i tonusu mięśniowego, nawet podczas snu.
Ekspansja świadomościowa zawsze była wyznacznikiem ewolucji człowieka, ale
obecnie nabiera znaczenia wyraźnie podstawowego. Dopiero ona daje skutki,
zapewne biochemiczne, koordynacyjne, morfologiczne. Dynamika gatunku symbolizuje
się w przyspieszeniu wewnętrznym, w ustawicznym napięciu działania, we
wzrastającej zdolności do "połykania" informacji. Gatunek Homo sapiens jest więc
koncentratem energetycznym o narastającej w widoczny sposób somatycznej
bezwładności, która oznacza biologiczną degradację. Kondensacja świadomościowa
wzmaga ogólne możliwości, powoduje jednak nietypowe przyspieszenie
intencjonalne, utratę zdolności do koniecznej refrakcji, a nawet w wielu
wypadkach - jej całkowity zanik na skutek ustawicznego napięcia
nerwowo-mięśniowego. Człowieczy "elektret" ulega stałemu spolaryzowaniu bez
możności depolaryzacji; pracuje coraz wydajniej pomnażając sumę popychanych
zdarzeń, żyje intensywniej, lecz krócej. Żyje jak układ dodatkowo wzbudzony.
Ewolucja człowieka zwiększa szybkość do granic wytrzymałości układu.
Czy rzeczywiście takie są drogi ewolucji Homo sapiens? Nie wiadomo, chyba krawcy
są najlepiej zorientowani w tej sprawie. Wzrost chorób cywilizacyjnych mógłby
świadczyć o wzrastającym przyspieszeniu intencjonalnym. Osłabienie układów
nerwowego, krążenia i rozrodczego wespół z retuszem instynktów wydaje się
świadczyć o wzrastającej hegemonii świadomości gatunkowej przy coraz większej
pojemności informacyjnej i dynamice układu.
Rosnące zapotrzebowanie na środki psycho- i neurotropowe wydaje się wskazywać,
że gatunek jest na trapie nowej integracji. Pytanie - czy znajdzie ją w
chemicznej farmakologii? A jeśli to wszystko nie przedstawia się właśnie tak,
jeśli cały korowód elektroniczny jest niedorzecznością i daremnym trudem? Nic,
co ludzkie, nie jest bez znaczenia, jeśli nawet nie wiedzie do zamierzonego
celu. Przyroda nie produkuje falsyfikatów, nie orzeka o prawdzie i fałszu, to
tylko człowiek poszukuje prawdy. Twierdzi, że osiąga zawsze wyniki, a przecież
brak wyników jest również osiągnięciem. W tej skali kryteriów, obejmującej
wszystko, co ludzkie, mieści się i daremność modelu o nazwie Homo electronicus.
Nic się nie stanie, jeśli ów model będzie chybiony. Może zainspiruje napisanie
Almanachu niewiadomych, abyśmy lepiej zorientowani byli, czego nam jeszcze brak.
Informacyjny bank niewiadomych może być nie mniej interesujący niż bank danych.
Jedno wydaje się pewne - rozwiązania natury człowieka nie należy szukać w
kontraście zwierzęcego biosu i anielskiej psychiki. Wskazana droga startu od
kwantowego złącza życia lub - jeśli kto woli - kwantu życia, wydaje się krótszą
dragą do celu, choć podane tu rozwiązania nie muszą być jedyne i całkowicie
słuszne. W najgorszym wypadku zostałby przynajmniej wskazany obszar, na którym
należy poszukiwać rozwiązań. Przestrzeń największego prawdopodobieństwa
odczytania człowieka.
Ewolucja człowieka nie ogranicza się do morfologicznych i anatomicznych cech
przynależności gatunkowej. Człowiek pojawił się jako manifestacja bioenergetyki.
Jako ostatni wariant przyrody, obdarzony zdolnością koncentracji sił niezbyt
jeszcze dobrze poznanych. Ekspansję potencjalnych sił życia można obserwować
dopiero w działaniu człowieka. W jego intelektualnej ruchliwości, sile
przekonań, decyzji, snach o wielkości, w twórczym niepokoju.
Mierzony kilogramometrami, nie jest to największy mocarz wśród zwierząt. Posiadł
za to sztukę transformacji własnych sił przez odkrycie świadomości. Czy można
mówić o wzmacnianiu świadomości na zasadzie wielokrotnego odbicia, jak wiązki w
laserze? Nie wiadomo. Nasza wiedza o świadomości jest bardzo nikła; cóż wiemy
prócz tego, że w ogóle jest i zdolna bywa tworzyć zdumiewające dzieła? Co będzie
po kompletnym jej poznaniu i wykorzystaniu?
Wejście człowieka na tor świadomości jest największym tryumfem natury. Ewolucja
człowieka wyraża się przede wszystkim odkryciem przez niego świadomości i jej
gruntowaniem. Na razie gatunek Homo sapiens jest wynikiem filogenetycznego
przygotowania, selektywnego przesiewu dokonanego środowiskowymi czynnikami i
własnej dynamiki. Ponieważ dwa czynniki zmieniają się wyraźnie - to oznaczy;
przeinaczane środowiska i dynamika człowieka - należy wnioskować, że
gatunkotwórcze siły nie przestały działać. Gatunek Homo sapiens jest obecnie w
stadium swego realizowania. Ewolucja ugniata więc człowieka w ciągle zmieniający
się kształt gatunkowy.
Dwa elementy mechanizmu ewolucyjnego zależą od człowieka, tym samym jego tor
rozwojowy odbiega od zoologii, człowiek bowiem podświadomie przejął inicjatywę z
ręki przyrody w tworzeniu samego siebie. Nie o indywidualny pojedynek człowieka
z przyrodą w tej chwili już idzie, lecz o zmasowaną kampanię gatunku przeciw
swej rodzicielce - przyrodzie. Coś niebywałego, a jednak do tego sprowadza się
sytuacja. Ponieważ proces jest bardziej żywiołowy niż celowy, można go nazwać
świadomie nieświadomym.
Wobec tego nie można wykluczyć niepożądanych skutków, dosyć poważnych dla
gatunku. Nie tylko mogą to być groźne dla normalnego bytowania zmiany
środowiska, ale także niezrównoważenie czynników adaptacyjnych z nowymi
okolicznościami. Ewolucyjnie jest to stan niebezpieczny dla gatunku i dla jego
egzystencji. Jednakże, pad warunkiem dostatecznej znajomości problemu, nie jest
wykluczone sterowanie gatunkotwórczymi przemianami w sposób przemyślany i
zaprogramowany. Wobec tego nic nie stoi na przeszkodzie sztucznej hodowli
gatunku ludzkiego. Żadne protesty nic tutaj nie pomogą, bo wszystko, cokolwiek
człowiek czyni w przestawianiu sił przyrody, jak również wszelkie próby
uodpornienia się organizmu na szkodliwe wpływy, jest i tak modelowaniem
gatunkowego kształtu człowieka. Zbędne jest przypomnienie w tym miejscu, że
świadomość wydaje się czynnikiem wybitnie gatunkotwórczym, więc jej celowe
zaangażowanie może realnie wchodzić w rachubę.
Sytuacja jest wręcz paradoksalna - cały gatunek stanowi dobro wyrażające się
liczbą prawie pięciu miliardów osobników. Do wyprodukowania takiego potencjału
populacyjnego wystarczyło 2,5 litra jaj zapłodnionych plemnikami zajmującymi
objętość niewiele większą niż jeden centymetr sześcienny. Te liczby najlepiej
mówią o dynamice człowieka jako gatunku. Wszystko, cokolwiek obserwujemy na
świecie, jest dziełem twórczego niepokoju świadomości człowieka. Życie w
ludzkiej skali mierzy się ilością dokonanych zdarzeń, a nie przepuszczonymi
przez system trawienny gigatonami spożytej masy.
A to niespodziankę zrobił człowiek przyrodzie! Wyjął korbę z jej ręki i zaczął
kręcić ... sobą. Nakręca się coraz bardziej świadomie jako gatunek. Co na to
genetycy? Na razie Supergenetyk, człowiek, obraca żywo korbą świata. Bawi go
pęd, oszałamia dynamika, wyżywa się potęgą. Pasy transmisyjne przyrody są tak
złożone, że obroty korby wprowadzają w odpowiednią prędkość kątową mechanizm
przyrody i urządzenie, nazywane tutaj człowiekiem. Ciekawe, co z tego wyjdzie?