„Electronicus kocha i pragnie być kochany w znacznie większym stopniu niż jego
zoologiczni krewniacy. Wynika to z jego natury, bo tak filogenetycznie stawał
się tym, czym jest”.
Przedmiot antropologii - człowieka - można poznawać z różną dokładnością. Termin
zaś "antropologia" bez przymiotnika oznacza jej klasyczne wydanie, a więc
rozpatrywanie człowieka w morfologicznej i anatamiczno-fizjologicznej skali.
Jest to pierwsze przybliżenie, uproszczone. Skalę poznawczą przejmuje
antropologia od biologii.
Z chwilą powstania biologii komórkowej, z jej biochemiczną funkcjonalnością,
wyłoniło się drugie przybliżenie. Powstała też antropologia cytologiczna.
Precyzja badań przesunęła się wreszcie ku jeszcze mniejszym rozmiarom, powstała
biologia molekularna. W następstwie zjawiła się antropologia trzeciego
przybliżenia - molekularna.
Na krajowej Sesji Naukowej Polskiego Towarzystwa Antropologicznego (13-14
czerwca 1979 roku w Warszawie), rozważającej "Filozoficzne aspekty
antropologii", autor zaanonsował konieczność powstania antropologii kwantowej,
istnieje bowiem kierunek w naukach o życiu, który nazywa się bioelektroniką. Tak
zarysowało się najdokładniejsze, czwarte przybliżenie w poznaniu człowieka.
Jest to pierwsza w ogóle próba przełożenia spisu człowieka z makroskopowego
wymiaru na kwantowe pojęcia. Próba ta, jak i wiele następnych, musi być
niedoskonała. Przyroda natomiast ma swoje sposoby organizowania człowieka od
kwantowego abecadła przez molekularną i chemiczną gradację do gatunkowej
swoistości. Podejmowana tutaj próba nie jest więc iluzoryczna, chodzi bowiem o
prawidłowe odczytanie dzieła przyrody.
Słowo "człowiek" posiada różnorakie znaczenie, zależnie od badawczej precyzji.
Homo electronicus nie jest więc pustym terminem, lecz wyraża pewną skalę
dokładności, w tym wypadku najbardziej podstawową. W organizm człowieka można
wnikać z różną precyzją. "Obiegowo" człowiek rozważany jest zawsze w pierwszym
przybliżeniu. Antropologii tego rzędu wielkości jest natomiast pospolicie
uprawiana profesjonalnie, jak i amatorsko. W pierwszym przybliżeniu figuruje się
w księgach ruchu ludności - pełni się zawodowe funkcje, w tym też przybliżeniu
wystarcza umrzeć (śmierć kliniczna). W naukowym poznaniu człowieka sięga się
jednak do następnych przybliżeń. Jak w naszym wypadku do najgłębszego -
czwartego przybliżenia bioelektronicznego, czyli kwantowego.
Odpowiednie przybliżenie nie przedstawia większych komplikacji. Trudność
występuje dopiero, kiedy się pragnie przejść z jednego przybliżenia do
następnego, wlokąc za sobą wyobrażenia, które w żadnym wypadku nie mieszczą się
w następnej skali. Może w przyszłości postaramy się o sformułowanie praw
transformacji dla bezpośredniego przejścia, na przykład z przybliżenia
anatomiczno-fizjologicznego w kwantowe.
Nie ma też uniwersalnego języka dla wyrażenia człowieka na całym jego
"przekroju", we wszystkich skalach poznania. Język powstał na użytek pierwszego
przybliżenia. W tej skali powstały też pojęcia, między innymi psychiki. W sposób
więc niedopuszczalny musimy się posługiwać językiem najbardziej uproszczonym dla
wyrażenia subtelnego świata kwantowego w człowieku. Człowiek oryginalnie wybrnął
też z "zerowego" przybliżenia, którego w ogóle nie ma w biologii, a trzeba je
było zaaranżować jako nadbudowę świata myśli, tworząc pojęcie psychiki. Po
prostu na ten temat nie mówi się nigdzie w nauce. Ponieważ w naukach
biologicznych nie wyraża się ten świat żadnym przybliżeniem, dlatego najlepiej
określić je zerowym, czyli ,powyżej" biosu.
Poszukiwanie łączności w organizmie dało anatomię lokalizującą poszczególne
funkcje na zasadzie fizjologicznej ciągłości. Resztę braków poznania wypełnił
człowiek "kombinatoryką", którą nazwał rozumowaniem. Nakrył się piramidalną
czapką, na jej szczycie umieścił abstrakcję. Strefę między anatomiczną głową i
abstrakcyjnym szczytem nazwał rozumem. Zdolność nakładania kończyn na przedmioty
i swobodę ich wyboru określił jako sytuacje decyzyjne, dawniej określane jako
wolna wola. Natomiast transformację abstrakcyjnych pojęć na konkretne przeżycia
i reakcje układów nerwowego i hormonalnego mianował uczuciami, czyli strefą
emocjonalną. Powstał więc twór biologiczno-abstrakcyjny, w którym racjonalne
jest tak wymieszane z irracjonalnym, że żaden mędrzec nie potrafi rozwiązać tego
jedynego węzła hominidalnego.
Tak sobie człowiek uładził trudności poczynając od pierwszego przybliżenia "w
górę". Nie uczynił natomiast nic w kierunku coraz dokładniejszych przybliżeń.
Nic dziwnego. Wymyślone, czyli racjonalne, poznanie człowieka wyprzedziło o
kilkanaście wieków jego molekularną i biochemiczną znajomość. Obowiązywał
przecież w biologii anatomiczny i fizjologiczny start; towarzyszył mu
abstrakcyjny skok myślowy mimo wszelkich trudności sfery emocjonalnej. Tak
wytworzył się w naszych pojęciach "dubeltowy" człowiek - biologiczny i
psychiczny - spojony bliżej nieokreśloną psychosomatyką, a więc jeszcze jedną
niewiadomą o posmaku biosu i psyche.
Kwantowa antropologia stawia dopiero pierwsze kroki szukając właściwego wyrazu.
Mimo wszystko wybrać należy to niewdzięczne i kontrowersyjne przybliżenie w
poznaniu człowieczej aktywności. Na codzienny użytek wystarcza wprawdzie
obracanie się w kręgu makroskopowego przybliżenia w poznaniu natury człowieka. W
chorobie i poważnym zagrożeniu życia sięga się już do drugiego, trzeciego, a
obecnie też do kwantowego, czyli czwartego przybliżenia. Tytułem przymiarki
wybrać można dwa przejawy aktywności ludzkiej, tak znamienne w codziennym byciu
- szukanie wpływu na drugiego osobnika, czyli najszerzej pojmowana dominacja i
miłość. Przełożenie wybranych epizodów działalności, znanych dobrze z pierwszego
przybliżenia, na język wyrażający ich treść w rozmiarach kwantowych jest
wprawdzie niedopuszczalne ze względu na poprawność pojęciową, ale jednocześnie
stanowi doskonałą ilustrację trudności i nowości problemu.
Oddziaływanie mające ma celu narzucenie komuś własnego stylu myślenia maże w tej
skali być rozumiane jako dynamika organizmu przy dwustronnych relacjach. Słowo
"siła" jest tu odbarwione psychologicznie, stanowi jednak element konieczny do
wyrażenia dynamiki. Bogactwo reakcji jawi się tu jako wynik anizotropii.
Należy do antropologii wprowadzić to nowe pojęcie. Nie ma lepszego wyrażenia
sprzeczności działań i polarności natury niż anizotropia. Psychofizyka,
psychosomatyka, racjonalna irracjonalność, zwierzęce ideały, uskrzydlony bios,
"przebóstwiona" materia, stałość zmienności, nielogiczna racja, uparta pomyłka
czy pokręcona prosta i tym podobne sprzeczności praktycznie realizowane wyrażają
tylko końcowy wynik dynamicznej anizotropii człowieka.
Anizotropia zapewnia odbiór działania drugiego dipola ludzkiego, warunkuje jego
ruchliwość i amplitudę wahań, względność ustawień, całą gamę płynności stanów,
znamienną dla dynamiki człowieka łącznie z sumą konfliktów i sprzeczności.
Stanowi to jednocześnie cały sytuacyjny koloryt życia.
Wróćmy do obrazu ludzkich dipoli. W czwartym przybliżeniu rozpatrywania układ
dwóch dipoli stanowi parę oscylatorów emitujących pole elektromagnetyczne.
Zdolne są one do synchronizacji, czyli drgań w zgodnej fazie, albo pracują z
tendencją do wzajemnego wyciszania się na skutek znalezienia w sytuacji różnej
fazy. Prawda, zapomnieliśmy, że w tym przybliżeniu nie mają znaczenia pojęcia
makroskopowego świata, tym samym dezaktualizują się obiegowe pojęcia o
człowieku. Z tych również powodów świadomość w kwantowych rozmiarach oznacza
zupełnie co innego niż ów termin wzięty z psychologii czy fizjologii centralnego
systemu nerwowego. Ogólnie i najbardziej tolerancyjnie biorąc, świadomość jest
sytuacją dojścia informacji do układu. Lecz co to jest świadomość w swej
naturze? Na razie ani psychologia, ani fizjologia nie mogą dać na to odpowiedzi.
W kwantowym wymiarze "świadomość" również jest informacją docierającą od jednego
oscylatora do drugiego; w tym przypadku wiadomo przynajmniej tyle, że świadomość
winna posiadać elektromagnetyczną naturę.
Gdzie wobec tego należałoby poszukiwać takiego dipola w człowieku? Pytanie znowu
nielogiczne, w czwartym przybliżeniu nie pyta się o zlokalizowanie stanów
kwantowych. Istnieją one wszędzie tam, gdzie jest życie, gdzie się dokonuje
metabolizm i zachodzą procesy elektroniczne. A może w kwantowej skrzynce biegów
życia? Najprawdopodobniej tak. To nie brak przekonania, a jedynie poprawność
określenia zdarzeń kwantowych; przedstawiają one bowiem tylko prawdopodobieństwo
ich występowania. Żywy człowiek, znany z codziennej obserwacji, stanowi
sumaryczne prawdopodobieństwo występowania tych zdarzeń. Ta niezmierna ilość
drgających oscylatorów kwantowych może w organizmie powodować przesuwającą się
falę z wypadkowymi fluktuacjami odbieranymi makroskopowo jako rytm biologiczny.
Tak odbieramy przecież metaboliczną falę, która wyraża zdrowie lub chorobę,
apatię czy zmęczenie, zatrucie albo głód lub halucynacje ponarkotyczne.
Pedagogiczny zabieg polegałby - w odniesieniu do drugiego człowieka - na
wytworzeniu rezonansu w odbiorniku, czyli na wewnętrznym zsynchronizowaniu
obiektu przez narzucenie mu nowej częstości. Ponieważ chodzi o stan drgającego
dipola, należałoby przede wszystkim wprawić go w ruch o wymuszonej
częstotliwości lub nadać takie spolaryzowanie jego anizotropii, by posiadał
lekkie przesunięcie bieguna w narzuconym kierunku, przy pełnym zachowaniu
indywidualności. Jego biegunowość staje się dynamicznie ukierunkowana.
Jak się wobec tego zachowa cały zespół poddany zabiegowi pedagogicznemu w tej
interpretacji? Suma osobniczych dipoli musiałaby stanowić układ zgodnie
spolaryzowany w pożądanym kierunku. Takie układy dipolowe nazywa się w fizyce
elektretami. Pedagogicznie byłby to zespół "ustawiony", czyli zgodny z polem
nałożonego działania. Odchylenia od elektretowego uniformizmu nazywa się tu
niesfornością, trudną psychiką, aspołecznością, w najlepszym razie złożoną
indywidualnością.
Dla nadajnika mogą się okazać korzystne pewne predyspozycje znane w skali
makroskopowej z psychologii wychowawczej i dydaktyki. Bioelektroniczne rzecz
biorąc "nadajnik" musiałby dysponować odpowiednią mocą konstrukcji, minimalnym
poziome szumów własnych, a więc niewielką tolerancją własnego nieskoordynowania.
Ponadto zdolnością koncentracji świadomości, umiejętnością jej ukierunkowania z
dużą możliwością kolimacji świadomościowej wiązki. W języku psychologów nazywa
się ta ostatnia umiejętność uwagą.
Uwaga byłaby zdolnością skupiania świadomości w zbieżną wiązkę. Zwierzęta
posiadają te same zmysły i system nerwowy, mają też świadomość, ale niejako
rozproszoną, bez możności jej kolimacji. Robią wrażenie otępiałych w porównaniu
z człowiekiem, choć rozróżniają bodźce, ale z jakimś nieostrym wewnętrznym
odbiorem, bez możliwości koncentracji oraz wzmocnienia. Nie osiągnęły jeszcze
fazy ludzkiej, znajdują się tuż pod nią. Ich rozeznanie stanowi "ciecz
informacyjną" rozlaną i niemożliwą do pozbierania. Kolimacja dała spunktowanie,
pewną ostrość odbioru, w dalszym następstwie uwagę i refleksję. Zwierzęta nie
wykorzystały w tym kierunku nawet pamięci. Na skutek braku spunktowania
informacji w sobie nie istnieje korelacja, a kojarzenie daje wrażenie
przeciągania pamięciowej łączności między niezbyt ostrymi punktami odniesienia.
Po prostu "informacyjna chmura" przynoszona zmysłami nie wytworzyła dostatecznie
zlokalizowanych ośrodków odbioru. Byłby to stan najbardziej podobny do
kwantowego. Tak się tam bowiem przedstawia chmura elektronowa. Przedstawiony
wyżej proces nie jest samym domysłem, skoro jedną z cech ewolucji systemu
nerwowego jest anizotropowe zorientowanie rozwijające się w mózg i związana z
tym koordynacja i lokalizacja odbioru.
Nie posiadamy definicji podstawowej cechy człowieka - jego świadomości. W
znacznym stopniu musi też być nieoznaczone wszystko inne, a więc przejście od
systemu nerwowego i receptorów do refleksji czy procesów decyzyjnych w znaczeniu
psychologicznym. Z racji wielorakiej i złożonej dynamiki człowieka
bioelektronika sięga z konieczności do energetycznych podstaw, zarówno w
charakteryzowaniu życia, jak i świadomości. Wynika to z czwartego przybliżenia -
kwantowego.
Nie wiemy, na czym polega wpływ przyrody na człowieka, czy działają walory
krajobrazowe i zdolność estetycznych reakcji, czy znalezienie się w sferze
interferujących wpływów falowych. Człowiek inaczej odbiera przyrodę, kiedy
uczestniczy w jej scenerii nad ranem, gdy po wschodzie słońca geoelektryczne
pole atmosfery posiada inny potencjał i inny stan zjonizowania, osiągające
maksimum o godzinie dziewiątej. Biometeorologia, która z punktu widzenia
biochemicznego początkowo wydaje się szokująca, jest w świetle
bioelektronicznego modelu naturalnym sposobem reagowania organizmu. Dwie strony
- ludzki nadajnik i detektor - znajdują się pod wpływem trzeciego partnera
energetycznego - środowiska.
Nie tylko aura pagodowa odbierana wizualnie, ale stan nawilgocenia, zjonizowanie
powietrza, stężenie aerozoli, praca technicznych generatorów pól
elektromagnetycznych, wypadkowy rytm biologiczny, zwłaszcza w zespołach
żeńskich, są realnościami wymagającymi uwzględnienia w celowym oddziaływaniu
człowieka na człowieka.
Może niektóre zdarzenia, będące dotychczas w kompetencji psychologii, trzeba
będzie przekazać wnikliwszej interpretacji synchronizacyjnej bioelektronicznych
oscylatorów. Nie musi to przekreślać założenia, że psychika znajduje się również
w kręgu energetycznych oddziaływań.
Czekają na opracowanie zagadkowe zbiorowe psychozy średniowiecznych biczowników,
epidemie schizofrenii czy histerii; towarzyszący tym zjawiskom ogólny klimat
można wyjaśnić opierając się na podstawach bioelektroniki. Na razie mielibyśmy
tylko jeden wskaźnik wyrównywania rytmu biologicznego, tym razem
menstruacyjnego, wśród studentek eksperymentalnego zespołu w USA. Nie da się
tego wyjaśnić czynnikami psychicznych oddziaływań. Wyrównanie zaś biegu
nieliniowo pracujących oscylatorów bioelektronicznych wydaje się dosyć bliskie
prawdy.
Człowiek traktowany w pierwszym przybliżeniu, a więc jako wypadkowa
niezliczonych oscylatorów kwantowych, człowiek widziany ponadto w populacji i
parametrze czasu może być podmiotem fluktuacji wielkich ruchów kulturowych i
naukowych. Fluktuacje te nie muszą posiadać jedynie uwarunkowań molekularnych,
gdyż należałoby wówczas przyjąć istnienie genu genialności, a obok tego genu
kretynizmu i najliczniejszych genów przeciętniactwa. Istnieje przecież znany w
geofizyce zachodni dryf kontynentów, odpowiadający im dryf ośrodków
wulkanicznych i trzęsień ziemi, pól geomagnetycznych i prądów tellurycznych. Czy
nie należy przyjąć fluktuacyjnego rozkołysania fali świadomościowej o
elektromagnetycznych cechach? Ta fluktuacyjna fala ludzkich oscylatorów
tworzyłaby w bliżej nieokreślonych odstępach czasu wysokie rozkołysanie
genialnej myśli twórczej w sztuce i nauce, z tą przedziwną konstelacją
wybitności w jakiejś epoce, wyższe j od przeciętnej.
Electronicus nie fantazjuje, tylko konsekwentnie myśli. A jeśli międzyludzkie
oddziaływanie znajduje się w sztucznym polu energetycznym? Z punktu widzenia
humanisty jest to nic, ze stanowiska bioelektroniki - dużo. Można przecież
zastosować desynchronizującą częstość, można spowodować też efekty zdudnienia z
jakimś podstawowym rytmem. Przy znajomości rezonansowej częstotliwości można by
się pozytywnie włączyć i odpowiednio wzmocnić oddziaływanie. Electronicus nie
wyklucza implantacji ferrytowej mikroanteny w celu bezpośredniego przekazu
informacji z organizmu do organizmu. Populacja ludzka znajduje się w naturalnym
kręgu informacyjnym żywych nadajników. Istnieje też jakaś wypadkowa gęstość
nasycenia biotycznego, która stanowi elektromagnetyczne tło życia. Bez przesady
można je określić jako elektromagnetyczny puls życia na Ziemi.
Miłość natomiast sięga nie tyle strony poznawczej, co emocjonalnej. Nic
łatwiejszego jak odnieść sferę emocji do podwzgórza i podkorowych struktur,
podobnie jak u zwierząt. Miłość istnieje przecież u ryb, macierzyńskie i ofiarne
oddanie znajduje się wśród ptaków, rytuał godowy zaobserwowano u płazów i
niektórych owadów. Kolorowy świat ludzkich uczuć byłby więc zoologicznym
dziedzictwem, decydują przecież te same ośrodki mózgowe. Mimo wszystko miłość
stanowi jakiś swoisty świat ludzki. Istnieją więc jakieś przetworniki
fizjologicznych procesów mózgowia i hormonalnej działalności na głębokie
przeżycia ludzkie. Transformatory te ukryła jednak przyroda w swoich sejfach.
Nie mamy tam, na razie, dostępu.
Z niewiadomych powodów człowiek określił funkcjonowanie kory mózgowej w sferze
rozeznania i logiki jako racjonalne, natomiast przeżycia ulokowane w ośrodkach
podkorowych i podwzgórzu mianuje irracjonalnymi. Tak uczynił on z siebie
makroskopowy dipol z jednym biegunem logiki i drugim biegunem irracjonalności.
Na jednym krańcu tego dipola umieścił mózg generujący falę elektromagnetyczną, w
odległości zaś około 30 centymetrów ulokował drugi generator pól
elektromagnetycznych, odpowiedzialny za emocjonalna irracjonalność, serce.
W miłości nie ma chęci dominowania i nastrojenia na własną częstość, natomiast
jest dążenie do pozyskania przychylności i tworzenia rezonansu z drugim
obiektem, by w tym rezonansowym współbrzmieniu znaleźć świat satysfakcjonujących
przeżyć. Człowiek nazwał je irracjonalnymi, ponieważ bez włączenia uczuciowego
rozrusznika rzadziej mu się na serio udaje logiczne przestrajanie drugiego
osobnika. Emocjonalne konflikty są żywsze i głębsze od racjonalnych rozbieżności
i wychowawczego niekiedy fiaska zabiegów.
Stany emocjonalne zmieniają zdecydowanie metabolizm, przyspieszają proces
starzenia się tkanki łącznej, tonizują lub desynchronizują akcję serca; nazywane
stresorami psychicznymi żłobią głęboki ślad w równowadze organizmu; stany
emocjonalne mogą też być wywołane sztucznie przez drażnienie prądem elektrycznym
odpowiednich ośrodków mózgowych. Emocje wykazują działanie energetyczne, u swych
podstaw ostatecznych podlegają więc prawom kwantowym, podobnie jak ogólna
energetyka życia i świadomość.
Z biegiem ewolucyjnego czasu doszło do wytworzenia odpowiednich ośrodków, które
zwykle rozpatruje się u człowieka w anatomicznym i fizjologicznym wymiarze. Nie
muszą więc dziwić pewne analogie i tożsamości ze światem zwierzęcym, wszak
filogeneza
prowadziła zwierzęta i człowieka po wspólnej drodze rozwojowej.
Wobec tego należałoby zobaczyć, jak przyroda rozwiązuje problem miłości. Będzie
tu chodziło o system najbardziej naturalny i pierwotny. Zbliżenie dwóch
osobników nie różniących się nawet między sobą spotyka się już u najstarszych
grup systematycznych, bo u bakterii i glonów. Byłby to więc "obyczaj" znany
przynajmniej od trzech miliardów lat. Wytworzenie różnicy płci ma za sobą bardzo
starą praktykę. Życie poszukuje życia, by zapewnić ciągłość życiu. To najstarsze
i najpierwotniejsze prawo życia.
Życie kocha się w kontrastach i znajduje w nich pełnię urzeczywistnienia. Miłość
i życie stanowią nieprzypadkową kompozycję. Minimalne zróżnicowanie chromosomu
męskiego Y i żeńskiego X w postaci większej emisji fotonów przez chromosom męski
daje podstawę przekazywania życia.
Grawitacja płci i miłość stanowią oddzielny rozdział biosfery w ogóle, a w
szczególności u człowieka. Larysa Siniugina określa "dwoistość płci jako wielką
zagadkę, ostateczną granicę naszego poznania". Jak i kiedy wystartowała
odmienność płci i na jakiej zasadzie rozwinęła się jej wzajemna grawitacja - nie
wiadomo. W biochemicznym modelu musiałaby to być odmiana chemicznego
powinowactwa, w bioelektronicznym schemacie raczej dwuimienność pól
elektrycznych. A może dwie przeciwnie spolaryzowane fale elektromagnetyczne
wpadając w splot wyrównują swój bieg w postaci wspólnej wiązki? Homogenna masa
komórek posiada jakieś zróżnicowanie, które daje się zaobserwować w postaci
wzajemnego poszukiwania się jeszcze przed wytworzeniem rozdzielności płci. Mimo
rzekomej chemicznej i elektronicznej tożsamości różnice muszą istnieć. Inaczej
zostałaby tylko spolaryzowana fala elektromagnetyczna, która nie narusza
chemicznej ani elektronicznej indywidualności.
Czym więc byłaby kwantowo rozpatrywana miłość? Echem splecionych przed
miliardami lat dwóch przeciwnie spolaryzowanych fal. Czas zamknął je w
molekularny kształt dwóch wstęg zasad azotowych splecionych w nici DNA o
przeciwnych kierunkach, o których nie wiadomo, ani jak się splotły, ani w jaki
się sposób rozplatają w przekazie życia. Archaiczny sprzed miliardów lat splot
dwóch odwrotnie spolaryzowanych fal zamkniętych w molekularnym kształcie DNA
byłby więc energetycznym obrazem miłości w kwantowym i molekularnym
przybliżeniu.
Electronicus poszukuje pradawnego rodowodu nawet dla swej miłości. Świadomość,
miłość i życie stanowią trio wyrażające ciągle tę samą niepodzielną naturę.
Człowiek nie wymyślił niczego nowego. Rozwinął tylko i udoskonalił, pogłębił i
wzbogacił kwantowe predyspozycje. Życie pulsujące rozeznaniem i dopełniane
miłością nawet w tym molekularnym i elektromagnetycznym wydaniu jest bardzo
człowiecze w genezie i następstwie.
Electronicus kocha i pragnie być kochany w znacznie większym stopniu niż jego
zoologiczni krewniacy. Wynika to z jego natury, bo tak filogenetycznie stawał
się tym, czym jest. Wie o tym. Daremnie dyskutować o pierwszeństwie logicznych
racji czy biologicznych podstaw w ostatecznym procesie hominizacji. Te dwie
strony są nieodłącznie związane z naturą człowieka, ale miłość wybiega daleko
poza prawidłowość rozumowania i prymityw zapłodnienia znany już u glonów.
Emocjonalna strona nie tylko mobilizuje człowieka do walki i obrony, do
poszukiwania płci jak u zwierząt - ale dynamizuje pracę, myślenie, twórczość,
poświęcenie ofiarne w potrzebie, stwarza barwny i dynamiczny świat, tak
znamienny dla człowieka. Emocjonalna sfera nie mniej od racjonalnej stymulowała
szybką hominizację.