Strona główna SMN

Ks. prof. dr habilitowany
Włodzimierz Sedlak

Ks. W. Sedlak - biografia
Wszystko musi mieć początek
Syzyfa wcielenie drugie
Homo wchodzi na taśmę
Ewol. wyselekcjonowanie
Człowiek a kwant
Analiza układu bioelektr...
Zakręt ewolucji człowieka
Człowiek przyspiesza rozwój
Centralne sterowanie
Działanie na układ scalony
Homo electronicus...
Przyszły świat homo electr...
Czytelność modelu homo el..
Antropologia od podstaw
Futorologia całkiem inaczej
Homo cosmicus
Electronicus lustruje horyzon
Oto homo zwany electron...
Post Homo

Technologia Ewangelii

Technologia Ewangelii
Wiosna
Lato
Jesień
Jesienny zbiór
Zimowy zmierzch objawienia
W Ewangelii zawsze dziś

Opracowanie Ks. Sobocza

Uwarunkowania życia
Bioelektroniczny model
Implikacje metodologiczno...

Wspomnienie Srokowskiego

Pamiątkowy Kamień Sedlaka
Fundacja im x. Siedlaka

 

SM

Electronicus lustruje horyzont

„Rytm plazmowego serca jest nieskończony nieskończonością przekazu życia przez miliardy lat historii Planety. Plazmowe serce jest nieśmiertelne. Żyć - to być włączonym w ten ciągły proces. Włączenie w obieg życia jest nieodwracalne. Życie, plazmowe serce i świadomość są nierozdzielne, dlatego trwają zawrotnie długo i przekazują się jako depozyt przyrody. Electronicus, znając prawo zachowania energii, zdaje sobie sprawę, że świadomość, mająca wszelkie cechy zjawiska elektromagnetycznego, nawet po ustaniu czynności fizjologicznych organizmu nie ginie na mocy tego samego prawa.”

Pejzaże, interesujące dla innych, nie ciekawią electronicusa. Falistość krajobrazu odbiera on zresztą zupełnie inaczej - jako odbicie fal elektromagnetycznych. Ranki i wieczory mają własny koloryt promieniowania jonosfery. Rześkie powietrze odbiera jako zjonizowane otoczenie i nie jest mu wcale obojętne, czy z powierzchni ciała traci elektrony, czy je zyskuje, zależnie od znaku i stopnia zjonizowania aerozolu. Bywa mu więc duszno z powodu utraty elektronów.

Od pewnego czasu dostrzega, że jego pole magnetyczne generowane przez narząd, który anatomowie nazwali sercem, jest tysiące razy słabsze niż pole magnetyczne w miejscu, w którym się znajduje. Zwyczajni ludzie mówią wówczas, że znajdują się w mieście. O ile natężenie pola magnetycznego serca wynosi 5 x 10-7 gausa, o tyle w bardzo wielu punktach Ziemi znajdują się okolice, w których natężenie pola magnetycznego wynosi 5 x 10-4 gausa, przy częstotliwości jego pulsowania 0-40 herców. Taką różnicę ciśnienia pola magnetycznego w porównaniu z naturalnym tłem odbiera electronicus już bardzo wyraźnie. Inny narząd, który w anatomii nazywa się mózgiem, wytwarza fale magnetyczne o natężeniu sto milionów razy mniejszym w porównaniu z natężeniem pola geomagnetycznego. Wobec tego nałożone w miastach dodatkowe pole rzędu 5 x 10-4 gausa odbiera jako miejski klimat magnetyczny.

Ponieważ mózg stanowi podukład scalony koordynujący całość funkcjonalno-konstrukcyjną electronicusa, dodatkowe pole nałożone przez środowisko miejskie nie jest dla czynności sterujących podukładu obojętne, skoro milion razy mniejsze natężenie pola geomagnetycznego wpływa już na jego koordynację, wyzwalając czasami podczas burz magnetycznych schizofrenię. Sterowanie bowiem odbywa się w tym podukładzie niezwykle małym natężeniami pól magnetycznych rzędu 10-9 gausa. Naturalne tło magnetyczne też ciągle mu się zmienia, czuje jego wzrastające ciśnienie. Doszedł bowiem nowy element energetyczny tego typu, mianowicie rozrywkowo-komunikacyjny z dodatkiem "tele", czyli na odległość.

Orientacyjnie gęstość pokrycia elektromagnetycznego na kilometr kwadratowy w latach 1938, 1949 i 1968 wyrażała się odpowiednio: 0,97 wata, 1,14 wata i 8,89 wata. Tendencja do zwyżki istnieje dalej i to niebywale obiecująca. Musimy się już "elektromagnetycznie przekrzykiwać", by uzyskać dobrą słyszalność, a więc paradoksalny węzeł elektromagnetyczny zaciska się wokół nas coraz mocniej. Iliada powstała w wyniku walk o piękną Helenę, źródła następnych epopei były mniej romantyczne: chodziło o ziemię lub złoto. Tematem ostatniego eposu będzie prawdopodobnie wojna o elektromagnetyczną przestrzeń, która zaczyna być coraz bardziej nasycona, co w konsekwencji musi doprowadzić do konfliktu o elektromagnetyczne pasmo, podobnego do istniejących już sporów o terytorialne wody i przestrzeń powietrzną.

Piękno pogody ocenia Homo electronicus według zupełnie odmiennych kryteriów, choć także i według samopoczucia. To on właśnie odbiera na kilka dni przed zmianą frontów powietrznych elektromagnetyczny sygnał i gdyby nie jego konstrukcja, nie wiedzielibyśmy nic o wpływie pogody na biologiczne funkcje organizmu. Pogodę ocenia na podstawie zgodności elektromagnetycznego rytmu o meteorologicznym pochodzeniu z własną rytmiką, i na podstawie stanu zjonizowania atmosfery. Piękno śniegu dostrzega w ujemnym zjonizowaniu płatków śnieżnych i zwiększonej liczbie elektronów. Ten sam urok dostrzega w deszczu, czując się po nim tak niewymownie rześko. Deszcz nie jest dla niego źródłem wilgoci, lecz życiodajnymi kroplami o ujemnym ładunku elektrycznym, powstającym na skutek zjawiska triaboelektrycznego przy rozbijaniu drobin wody. To samo zjawisko zachodzi zresztą podczas mycia, dlatego electronicus tak świeżo czuje się po kąpieli.

Przy całej elektrycznej prozie życia i zawężonej niejako skali odbioru suma jego doznań jest imponująca, owe doznania zaś są nad wyraz subtelne. Jest wrażliwy na pasma odcięte fizjologią receptorów zmysłowych. Ponadto nie ma dla niego bodźca podprogowego, gdyż ten odnosi się tylko do fizyki zmysłów. Jego bioelektroniczna natura odbiera całym jestestwem energetyczne zmiany otoczenia. Bez przesady electronicus wszystko "widzi", wszystko "słyszy", wszystko czuje "węchem" i "smakiem", wszystkiego wokół "dotyka". Jest prawdziwym detektorem przyrody, lecz na skutek zawężonego poznania zmysłowego zaczyna się dopiero rozglądać po świecie i odkrywać własną naturę. Electronicus jest zdarzeniem sam dla siebie. Minąć granice anatomii, fizjologii, cytologii, biochemii, przekroczyć wymiary struktur subkomórkowych, przejść poza biologię molekularną, znaleźć się u kwantowych fundamentów własnej konstrukcji i... To nie są etapy poznawcze, tylko nowy świat odkrywany w sobie i odkrywane bliżej nie zbadane możliwości. Electronicus jest wydarzeniem w procesie hominizacji, a może nawet momentem zwrotnym. Mimo całej bowiem dynamiki, tak znamiennej dla człowieka, jeszcze nie wszystko zostało w nim wyzwolone.

Obok niebywałej precyzji wykazuje on bardzo dużą tolerancję, wynikającą z jego konstrukcji. Dzięki sprzężeniom między metabolizmem i elektronicznym poziomem nadmiar energii odkłada w molekularnych strukturach zapasowych jako lipidy, które w okresie niedoboru energii może uruchomić. Po prostu zasadę retencji wody w zbiornikach i jej celowego użycia wprowadziła natura w jego funkcji i budowie już od dawna. Zresztą nawet tak niezbędny półprzewodnik protonowy, jak woda, może być produkowany z zapasowej tkanki tłuszczowej. Drobina wody odszczepia się zawsze przy kondensacji aminokwasów w białka i przy kondensacji kwasów nukleinowych, węglowodanów i tłuszczowców.

Szczęśliwy bieg ewolucyjny wypadków wyprowadził go na arenę świata od razu jako zdobywcę, a nie jako istotę uganiającą się wyłącznie za żerem i rozpłodem. Budząc się pewnego dnia w historii Ziemi ze zwierzęcej przeszłości łożyskowego ssaka, szybko zrozumiał, że rozglądanie się wzdłuż linii horyzontu daje znacznie więcej informacji, niż dostarczyć jej mogą receptory zmysłowe. Odkrywa właściwie świat, który przesłaniają mu zmysły, narzucające się siłą doznań. Jeśli recepcja szła u zwierząt po ewolucyjnej linii wzrostu precyzji odbioru środowiskowej informacji, to u niego uwidoczniło się zjawisko odwrotne - osłabienie recepcji wielu zmysłów.

Electronicus zaczął łapać szumy własne i w nich poszukiwać informacji o swej naturze. Patologiczne dla zwierząt zwrócenie się w stronę nasłuchu szumów własnych było w konsekwencji odwróceniem się od nich i pójściem własną drogą. Było to szaleństwo od samego początku, kroczenie bowiem własną ścieżką ewolucyjną kryje w sobie zwykle śmiertelne ryzyko niedopasowania się do warunków środowiskowych, a wtedy przychodzi nieubłaganie śmierć gatunku. Nie jest wykluczone, że prawa przyrody ożywionej i tutaj zebrały śmiertelny plon. Separatystyczna próba przebijania własnej drogi rozwojowej pociągnęła za sobą wymarcie innych form człowiekowatych. Rozrzucone kości australopiteków, pitekantropów i neandertalczyków wyznaczają chyba szlak nasłuchu szumów własnych. Ale ostatecznie Homo sapiens wygrał. On szaleniec, który wydeptuje własną drogę rozwoju wpadł na genialny pomysł, że w obronie przed śmiertelną groźbą środowiska należy zdecydowanie ugodzić przeciwnika, a więc środowisko. Począł je zmieniać, broniąc siebie i własnej linii rozwojowej. Zwyciężał.

Jak gdyby na przekór groźbie śmierci gatunkowej począł marzyć o nieśmiertelności. Był to podświadomy odwet za ryzyko związane ze zwycięskim ocaleniem gatunku w rozgrywce ze środowiskiem. Podświadomy - przez dziesiątki lub setki tysięcy lat. Odkrywanie świadomości nie jest procesem ukończonym, lecz dokonuje się ustawicznie na rozwojowej linii biosfery. Kto raz wkroczył na własną drogę ewolucyjną, musi na niej pozostać, aż się rozwinie w pełny gatunek, a to wymaga milionów lat.

Electronicus rzeczywiście poznaje świat inaczej niż zwierzę. Nie tyle ogląda go oczami i rozeznaje resztą zmysłów, co odbiera poprzez wielokrotne odbicia świadomościowej wiązki, za każdym razem bogatszej w informację. Nic dziwnego, że informacja pogłębia coraz mocniej człowieczeństwo i że stała się walnym czynnikiem ewolucji hominidów. Umiejętność poznawania zewnętrznego świata nie może się obejść bez ustawicznego pogłębiania własnej świadomości. Człowiek elektroniczny nie jest żywym przyrządem służącym do odbioru sygnałów z otoczenia, lecz zestawem analitycznym osobiście zaangażowanym w proces, który nazywa się poznawczym. Nie ma poznawania świata zewnętrznego bez coraz sprawniejszego rozeznania siebie.

Electronicus rozglądając się po świecie nie penetruje horyzontu, lecz zgłębia siebie przy okazji konstatowania środowiska. Jest to tak codzienna i zwykła już czynność, jak oddychanie czy trawienie, a przecież tak wyjątkowo naznaczona człowieczeństwem, a nie tylko zwierzęcą fizjologią. Dlatego electronicus jest nieustannie ciekaw; promień poznanego przez niego świata staje się coraz dłuższy, ale jednocześnie pogłębia się jego świadomość, rozszerza się wszechświat człowieczeństwa, ciągle niespokojnego, poszukującego.

Electronicus nie przeinacza środowiska, nie eksploatuje go jak grabieżca, nie zmienia do niebezpiecznych granic. Electronicus pogłębia tylko siebie, działając wzdłuż promienia biegnącego od dna jego świadomości po granice rozeznania świata. Drąży własną świadomość, wwierca się coraz głębiej - to jedyna droga posunięcia się do przodu na owym promieniu. I jedyna droga do wzbudzenia ustawicznego głodu poznania. Wspaniały i tragiczny, wielki w bezsilności. Człowiek!

Electronicus kręci się niespokojnie... Jak obracająca się wieża radarowa lustruje horyzont. Wytęża wzrok, choć niczego na linii widnokręgu dostrzec nie może. Zanim spoza krzywizny Ziemi wyłoni się kształt drugiego electronicusa, ma już sygnały o jego zbliżaniu się.

Sapiens ma dobre oczy, odbiera nawet pojedyncze kwanty światła w liczbie 5-7 o długości fali 510 nanometrów, czyli siatkówka jego oka reaguje na 5-7 uderzeń energii, wynoszącej 2,5 elektronowolta na jeden impuls. Electronicus widzi falę elektromagnetyczną na całej szerokości pasma, a nie tylko w optycznym przedziale. Nic w tym dziwnego, nie ogląda jej siatkówką, lecz całą naturą scalanego układu. Jest uniwersalnym lustratorem zarówno pad względem swej konstrukcji, jak i odbieranego pasma.

Gdyby ktokolwiek kiedykolwiek potrafił nakręcić film o wizji rzeczywistości electronicusa, to pierwsze kadry przedstawiałyby się prawdopodobnie następująco: spoza horyzontu wylatują niby ptaki o dwu różnych skrzydłach trzepocąc naprzemianlegle jednym z nich: raz - elektrycznym, raz - magnetycznym. Wprawdzie powiadają, że to magnetyczne jest słabsze od elektrycznego, jednak jest konieczne; tylko jego płaszczyzna nośna może wesprzeć do nowego uderzenia tamto elektryczne. Oba skrzydła są do siebie prostopadłe. Elektromagnetyczny ptak-fala posuwa się w trzecim kierunku prostopadłym do dwóch skrzydeł, z prędkością 300 000 kilometrów na sekundę. Największą długość elektromagnetycznego skrzydła wykazuje fala docierająca z Kosmosu, a jej skrzydło elektryczne regularnie muska kulę ziemską co 100 sekund. Rozpiętość jej skrzydeł, nazywana długością fali, wynosi 30 milionów kilometrów. Tymczasem skrzydło fali rytmu alfa, emitowanej przez mózg ludzki, trzepoce 8-13 razy na sekundę, a rozpiętość skrzydeł wynosi odpowiednio od 37 000 do 23 000 kilometrów.

W narzeczu fizyków taki pojedynczy element fali złożony ze skrzydeł elektrycznego i magnetycznego i przesuwający się w pewnym kierunku nazywa się kwantem elektromagnetycznej fali lub fotonem.

Mimo wszystko ten uskrzydlony elektrycznie i magnetycznie foton jest nadzwyczaj dziwny. Niezależnie bowiem od rozpiętości skrzydeł pędzi stale z prędkością prawie miliona kilometrów na trzy sekundy, oczywiście w próżni. Przenika materię, padając zaś pod odpowiednim kątem może ulec odbiciu i zmienić kierunek lotu, może też być przez materię pochłonięty. Może lawirować w ośrodku materialnym kołowo lub eliptycznie, ulegając polaryzacji. Odznacza się pewnym energetycznym paradoksem, mianowicie - jedno uderzenie (któremu dano nazwę kwantu) większych skrzydeł niesie mniejszą energię niż uderzenie małych skrzydeł, bijących z większą częstotliwością. Energia zależy bowiem nie od rozpiętości skrzydeł, lecz od prędkości trzepotania w jednostce czasu. I tak wspomniana fala z Kosmosu o rozpiętości skrzydeł 30 milionów kilometrów niesie w swym kwancie energię 4x10 do minus 17 potęgi elektronowolta, natomiast fala rytmu alfa mózgu ludzkiego, która bije przestrzeń skrzydłami elektrycznym i magnetycznym 8-13 razy na sekundę, przenosi jednostkową energię rzędu od 3,5 x 10 do minus 14 potęgi, do 5,4 x 10 do minus 14 potęgi elektronowolta.

Zanim więc spoza linii widnokręgu wyłoni się electronicus, drugi poznaje go dzięki falowym gońcom. Wzlatują one jak stado elektromagnetycznych gołębi, których skrzydła mają różną rozpiętość i zawsze są dwóch rodzajów - jedno elektryczne i jedno magnetyczne, i które ciągle pędzą z tą samą prędkością, co najwyżej żwawiej lub wolniej trzepocąc. Tak na dwu skrzydłach ulatuje nieustannie z każdej żywej jednostki jej elektromagnetyczna energia.

Obraz nakreślony tutaj nie jest pełny, nawiązuje bowiem do rodzajów promieniowania wyodrębnionych w elektroencefalogramie. Istnieje cała skala częstotliwości większych i mniejszych, które stanowią w rzucie na płaszczyznę tak zwane widmo elektromagnetyczne. Falowe bogactwo człowieka nie zostało jeszcze w pełni poznane. Na podstawie spektrogramu mózgu Homo electronicus potrafiłby określić, czy za linią horyzontu znajduje się dziecko, czy ktoś w sile wieku, czy też starzec; czy jest zmęczony, czy skrada się ze skoncentrowaną świadomością. Przy większej wprawie określiłby płeć, a nawet - mając możność porównawczej obserwacji pola elektromagnetycznego mózgu - stadium menstruacji. Z całą pewnością natomiast ze spektrogramu mógłby określić zdrowie lub patologię psychiki, a nawet normę metabolizmu i odchylenia od niej.

Tak więc elektromagnetyczne ptaki jednego electronicusa, nazwane przez fizyków fotonami, przenoszą rzeczywiście jak gołębie pocztowe informację o drugim na samej tylko podstawie falowego działania podukładu scalanego, nazywanego mózgiem.

Człowiek, jak każde żywe jestestwo, "paruje" i "oddycha" elektromagnetycznie. Elektromagnetyczność stanowi żywioł electronicusa. Co pewien czas wypuszcza on uskrzydlone fotony o zawrotnej szybkości. Posłużyliśmy się przykładem mózgu, ale fotonowa emisja jest cechą wszelkiego stanu materii określanej jako żywa, choć energia niesiona tutaj będzie znacznie wyższa, chodzi bowiem o zwiększaną częstotliwość głównie w skali widzialnej.

Niewyczerpane życie. Przecież każdy kwant to utracona energia, to również elektromagnetyczny sygnał o trwaniu, o egzystencji. Niekiedy elektrycznie i magnetycznie uskrzydlone stado bywa mniejsze albo klucz ptaków staje się nieregularny, rozbity na pojedynczych gońców - zły to znak: życie się wyczerpuje.

Są to tylko rozważania a jeśliby się udało elektromagnetycznie gasnący układ żywy dopompować w częstotliwościach rezonansowych, a więc najbardziej istotnych dla funkcjonowania układu? Czy to byłaby elektromagnetyczna transfuzja? Poniekąd tak, choć równie dobrze mogłaby być dokonana z elektronicznego przyrządu. Czy Homo electronicus marzy o biotelekomunikacji? Ona przecież już istnieje, choć jej istnienie nie jest zasługą inżynierów, lecz przyrody. Wobec tego między żywymi jednostkami istnieje "żywa" linia elektromagnetycznej komunikacji i życie coś zakodowało na tej nośnej fali. Homo electronicus może więc być zorientowany co do stanu drugiego osobnika. Ale jest też inna możliwość. A jeśliby elektromagnetyczne ptaki celowo skierować w kierunku innego żywego obiektu, aby "wydziobały" z niego informację i przeniosły ją do laboratorium?

Electronicus został dopiero co zbudowany w swej naturze, ale instynktem twórcy już rozgląda się za projektami. A gdyby uskrzydlone elektromagnetyczne kwanty emitowane przez siebie przekazać falowodem? Byłoby znacznie większe prawdopodobieństwo, że je w świadomy sposób odbierze drugi electronicus. Co by zaś się stało, gdyby fotonowe ptaki zaczęły jednocześnie wszystkie naraz bić elektrycznym skrzydłem i, również w sposób wyrównany, magnetycznym? Podobno nazywa się to koherencją, czyli spójnością. A czy energia takiej zawężonej i zdyscyplinowanej armii fotonów nie przedstawia wielokrotnie większej siły? W laserach - tak.

Electronicus stanął, może niechcący, a może rozmyślnie, na kwantowej zapadni i zsunął się w świat dotychczas mu nie znany. Świat, w którym reakcje chemiczne, procesy elektroniczne i świadomość stanowią pratworzywo jego istoty, gdzie "żyć" nie można oddzielić od "wiedzieć". Tu, z tej głębi natury, rozglądając się w obcym zupełnie świecie, dostrzegł w historii swego rodu eksplozję poprzez zapadnięcie się w kolapsie, który zrodził jego świadomość. Zrozumiał. Myśli, jak gołębi wypuszczonych spod siatki, nie należy daleko poszukiwać. Myśl można analizować w kwantowych regionach życia.

Rozgląda się, zdobywszy wprzódy możność widzenia. Oczy sokoła - to za mało, by się rozejrzeć na ludzki sposób. Ma rację - "żyć" to znaczy "poznawać", a nie "wegetować". Z tej pozycji nie cofnie go już nic, nawet śmierć.

Zresztą powiedział śmierci jedyne w historii Ziemi veto. On jeden zdaje się nie przegrywać z nią pojedynku, choć ginie. Trwa jego poznanie, jego dzieło. Jedynie on buntuje się przeciwko przemiałowi swego ciała w chemicznym obiegu pierwiastków i przeciwko perspektywie włączenia swoich atomów węgla w jakieś inne jestestwo.

Electronicus odkrył w sobie prastare serce bijące archaicznym rytmem życia, starsze o co najmniej cztery miliardy lat od zaczątków serca tłoczącego krew. Jest to plazmowe serce sprzężone z metabolizmem; bez niego nie rozwijałoby się zapłodnione jajo, zanim embrion wykształci zaczątki pulsującego worka - późniejszego serca. Plazmowa pompa sprzężona w energetycznej akcji z metabolizmem musiała rytmicznie pracować i działać miliardy lat, zarówno u roślin, jak i zwierząt, przetaczając uruchomione elektrony, protony, jony, jonorodniki, fotony, fonony, zanim się po miliardach lat zaczęło formować coś, co stało się w końcu ludzkim sercem. Bez plazmowej pompy nie istniałoby życie, nie przeciskałaby się elektrodynamiczna struga materii i fal.

Nikt nie zna dróg prowadzących do powstania ludzkiego serca. Homo electronicus je tylko wyczuwa. Żadna anatomia porównawcza nie odpowie na to w pełni, bo serce funkcjonalnie powstało o wiele, wiele wcześniej, nim przybrało jakąkolwiek anatomiczną postać. Wszczepiony w uniwersalne plazmowe serce - wszystkiego, co żyje - electronicus czuje nieśmiertelną więź z życiem. Biosfera ma uniwersalne serce plazmowe, pracujące zgodnie z rytmem metabolicznym na zasadzie sprzężenia zwrotnego między chemicznym wiązaniem energii i jej uwalnianiem w procesach degradacyjnych bioplazmy oraz na odwrót - między katabolicznym uwalnianiem energii i procesami stabilizującymi bioplazmę. Dwutakt pompy plazmowej jest podstawowym pulsem życia, biorytmem; jest słusznie nazwany plazmowym sercem życia - sercem funkcjonalnym.

Electronicus czuje nie tylko rytm własnego serca i puls tętnic, które zresztą pompują te same elektrony na nośniku atomów tlenu; on czuje również serce życia na Ziemi. Uświadomienie tej rzeczywistości jest niemożliwe bez stania się wpierw Homo electronicus. Nieśmiertelna pompa plazmowa pracuje w nieustannym rytmie dwutaktu, od miliardów lat przelewając strugę elektronów w białkowych półprzewodnikach na przekór śmierci i entropii. Pompa plazmowa odznacza się minimalną bezwładnością, inaczej musiałaby dawno stanąć. Życie przede wszystkim zredukowało inercję materii. Plazmowe serce życia jest chyba najgłębszą tajemnicą przyrody. Może dzięki electronicusowi dokonało się jej odsłonięcie.

Rytm plazmowego serca jest nieskończony nieskończonością przekazu życia przez miliardy lat historii Planety. Plazmowe serce jest nieśmiertelne. Żyć - to być włączonym w ten ciągły proces. Włączenie w obieg życia jest nieodwracalne. Życie, plazmowe serce i świadomość są nierozdzielne, dlatego trwają zawrotnie długo i przekazują się jako depozyt przyrody. Electronicus, znając prawo zachowania energii, zdaje sobie sprawę, że świadomość, mająca wszelkie cechy zjawiska elektromagnetycznego, nawet po ustaniu czynności fizjologicznych organizmu nie ginie na mocy tego samego prawa.

 
 

 

Czytelników na stronie:  

                                            Copyright © Wiesław Matuch - kontakt   Wrocław 2001 System Miłości Narodów